wtorek, 29 października 2013

dla mej córki Justyny - Chodź, opatrzę Ci serce



MW rozdz.20
  "Przez kolejne wschody wyciskałem poty biegając i ćwicząc, lecz później znów mnie dopadło. Byłem smutny, osowiały i nie chciało mi się istnieć. I kiedy siedziałem pod swym płotem, zwrócony tyłem do drogi, usłyszałem ciepły głos:

    – Chodź. Opatrzę ci serce – powiedział ktoś. Jakbym księdza usłyszał. Tak się zszokowałem, że poderwałem się i zobaczyłem postać pastelowej urody. Człowieka, ale o niezwykle jasnej cerze. Skóra jakby różowa. Piękne, niebieskie, okrągłe oczy. Jasne blond włosy. Czego by nie powiedział, już był mi bliski. A chodź, opatrzę ci serce było, jakby ktoś mi wzrok przywrócił.

    – Jam Mamut jest i uczucia porządkuję – przedstawił się. Ja, gdybyśmy byli gdzie indziej, powiedziałbym: – Witaj aniele. – Ale czułem, że tu, byłoby to nie na miejscu.

    – Pierwsza miłość jest najważniejsza. Nie dlatego, bo jest pierwsza. Dlatego, że pierwsza miłość to narodziny duszy. Dusza istnieje od twego poczęcia. Masz ją w sobie, bo ciebie tworzy. Zdajesz sobie z niej sprawę, ale boleśnie ją czujesz dopiero wtedy, kiedy pokochasz pierwszy raz. Wtedy się naprawdę rodzi – powiedział pochylając głowę.

    – Rodzi?

    – No tak. Przy pierwszej miłości dusza się rodzi – powtórzył swym aksamitnym głosem. – Postaram ci się to wytłumaczyć: Odwrotnie niż rodzą się ludzie… Wiesz… Wychodzi ktoś z kogoś… Dziecko z matki. W przypadku miłości i duszy jest odwrotnie. Dusza jest matką, a miłość jej dzieckiem.

    – Pięknie mówisz – rozmarzyłem się. – Ale czy dusza może być matką?

    – To jedyne porównanie jakie mi przychodzi teraz, ale jeśli się przyjrzysz, pomyślisz… matka jest duszą. Jeśli trafi do jej wnętrza miłość, staje się jej dzieckiem – zakończył i wskazał drogę ku świątyni.

    – Mówią, że dusza jest nieśmiertelna, więc sam widzisz drwalu…

    – Twoja dusza jest już do końca, zawsze w tobie. Prawie zawsze – poprawił się.

    – Zostaje na zawsze – szepnąłem myśląc o Niej. – A czy miłość jest ślepa?

    – Tak mówią, ale znaczenie jest zupełnie inne. Jak niemowlak. Narodzona podczas zakochania dusza jest bezkrytyczna. Nie ma w niej zmysłów, które prowadzą uczucie. Nie kocha za wygląd, bo jeszcze nie widzi. Nie kocha za słowa, bo niczego nie słyszy. Jest dlatego potęgą.

    – Nie do końca mnie przekonujesz drwalu – powiedziałem nieuprzejmie. On pogładził mnie po ramieniu i spojrzał na korzeń. Poprawił mi opatrunek.

    – Cierpisz nie z powodu miłości. To nie choroba. Smak zakochania jest najpiękniejszym ze stanów, jakie mogą ci się przytrafić. O tym z jakiej przestrzeni masz duszę, dowiadujesz się już właśnie przy pierwszym zakochaniu.

    – Kowal mówił, że to kula. Mówił o miłości, jakby była całkowicie niezależna ode mnie – odparłem.

    – Miłość żyje. Głęboko pod świadomością. Widzisz tylko jej wierzchołek.

    – Dlatego mówią, że działa poza rozumem.

    – Widzisz Max. Dusza korzysta z oczu. Szuka. Wpatrujesz się w oczy kobiet".

czwartek, 24 października 2013

Nie zakładaj się z Bogiem

Już na stałe wróciłem do pierwszej części "Mitów Drwali Losu", a więc tej ich części, która dotyczy Kronik Akaszy i wydzielenia przez Cormona swych podopiecznych, których nazwał drwalami. To tutaj pierwszy raz pada nazwa Yeries Yerus - czyli Kowal!

piątek, 11 października 2013

Mit 2 teza 9


Yeries Yerus przyprowadza przed obliczę Siwca, Drwala Mądrości najwyższego z rodu Steronii, Miklosa.
 
Siwiec wyjaśnia mu, że wolą Cormona jest, by ród Steronii przejął obowiązki pisania i czytania ksiąg awersowych. I wtedy Miklos wyjawia, że ma 43 synów, którzy wszyscy dar widzenia mają, mimo swej wrodzonej ślepoty. Zatem 44 wszystkich jest w rodzie, a niewiasty jedynie są widome i życie prowadzą gospodarne, nie przeszkadzając w nadprzyrodzonej posłudze swych mężczyzn.

sobota, 5 października 2013

piątek, 4 października 2013

kontur


Stetch stał w miejscu, przebierając nogami. Od wyjścia Crowna minęło ponad pół godziny. We wschodzącym, ostrym słońcu, śnieg lekko topniał, i buty chłopaka były przemoczone. Dreptał w miejscu, przebierał palcami. Na zmianę stał raz na jednej, raz na drugiej nodze. W końcu obrócił się na pięcie i ruszył w stronę rzeki. Odliczył dwa wejścia i skręcił  w trzecią, oznakowaną dziwnymi rysunkami bramę. Na podwórku nie było odśnieżone. Rozpoznał świeże ślady po męskich butach i szedł ich tropem, póki nie dotarł do rozpadającej się, drewnianej przybudówki. Przed spróchniałymi drzwiami ślad się urywał. Przyłożył ucho, ale wewnątrz było cicho. Zapukał dwa razy, a kiedy nie doczekał się odpowiedzi, wszedł do środka.

W małym pokoju klęczał Thomas Crown. W ręku trzymał dłoń pani Stephany, która leżała na podłodze. Staruszka była martwa.

- Jezus Chrystus – powiedział chłopak kucając pospiesznie. – Jak to się stało?

Crown nabrał powietrza i przeciągle westchnął. Z niedowierzaniem przyglądał się staruszce, która leżała w kałuży krwi.

- Podcięła sobie żyły… - odparł smutno bibliotekarz. - Ale wcześniej… - Zrobił długą pauzę, jakby nie mógł wykrztusić cisnących się słów. – Ale wcześniej, spaliła sobie wszystkie włosy – i to mówiąc odchylił zakrwawiony ręcznik, który przykrywał głowę.

Stetch ledwo dobiegł do okna. Zwymiotował dwa razy, wydzierając się przy tym niemiłosiernie. Kiedy wrócił, ręką zasłaniał nos i usta. Przerażonymi oczami zerkał na Crowna, który jak lekarz oglądał ciało kobiety.

FVG. roz. 1 fragm.

wtorek, 24 września 2013

Południowe Biblioteki Akaszy

Wróciłem do pracy nad Ferro. To dziwne uczucie, kiedy nie mogę wyrwać się z bieżących działań zawodowych, by spokojnie przenieść się do powieści. Piszę wprost, bo wiele osób mnie o to pyta. Niestety zbyt wiele, stąd mój dzisiejszy wpis. Zatem staram się. Analizuję właśnie obowiązki naczelnego Segrego Patti, czyli znanego nam z pierwszego "Woodwarda" - Siwca (Drwala Mądrości).

piątek, 20 września 2013

czuję


Świt. Zatem jestem w  podróży.

Przełykam ślinę, by być pewnym, że to nie mara. Prostuję palce, by potwierdzić kontrolę nad ciałem. Powieki. Jednak chyba nadal przymknięte. Te pierwsze chwile są najtrudniejsze. Czuję ciepło. Nozdrza łapią wiatr. Niebo… niebieskie łuny widzę wyraźnie… jestem więc… udało się… znów się udało. Jeszcze chwilę… leżę bez ruchu. Dla tej chwili warto było inaczej żyć. A teraz jestem tutaj i mam w płucach prawdziwe powietrze. Oddycham, a więc żyję.

Usiadłem. Z nieba lał się żar. To nie była polana przy wodospadzie. Otrzepałem ramiona z piasku i wstałem. Nie znałem tej okolicy. Wybudzenie trwało krócej niż pierwszym razem. Było lato. Tutaj panowało wieczne lato. Byłem w innej części Miasta. Żadnego lasu ani polany, ani stawu. Musiało to być bardzo daleko, bo nie widziałem mostu. Czułem jednak coś wilgotnego w tym suchym powietrzu. Coś jakby morskiego. Kilka kroków i stałem na wzniesieniu. Za plecami wysokie, wulkaniczne góry, przypominające odwrócone grzyby. Przede mną, pod nogami, urwisty klif, a na dole fale. Po horyzont rozpościerał się wielki ocean. Z błękitną wodą.

niedziela, 2 czerwca 2013

nie zaprzeczaj....

Musiałem wrócić do zapisków Terence'a Robinsona. Zacząłem od lakonicznego wpisu na odwrocie okładki:


Widziałem rzeczy, których żadne inne oczy nie miały okazji dotknąć. Bez przyczyny podróżowałem po świecie, który w przestrzeń inną zamknięty jest. Szukałem świata, którego ślad tylko w psalmach dostrzegłem. Opowieści z baśni pogranicza, historie spoza zmysłów doświadczania. Zdarzenia, które w ludzkim umyśle nigdy by zrodzić się nie zdołały.

Widziałem drwali, którzy los istnień kształtują. Widziałem Yeriesa Yerusa, którego po pierwszej wojnie seriańskiej Kowalem nazwali. Widziałem skrzydlatego Kerianica, kiedy dziecięciem bez skrzydeł był jeszcze.

Ale czy „widziałem”, to na pewno dobre słowo?

 

Szukałem śladów Przewodników i Kavoonów. Szukałem zaginionego syna Kamatosa, którego Voru nazywają, a który w podziemiach Świątyni Kavoony podróżujących ryturianom szykuje.

Wiesz o kim mówię, prawda?

piątek, 24 maja 2013

on napisał do niej, do Lisy Mcburry


Mówiłbym do ciebie. Gdyby tylko dano mi mowę, by uchylić usta. Gdyby tylko rozżarzony oddech nie palił policzków, ja mówiłbym do ciebie. Nieporadnie klecę słowa, ale one poza pragnienia nie podniosą się. Są ociężałe i niesterowne. Staram się dostrzec choćby poświatę, ale wolałbym mówić do ciebie. Próbuję widzieć, ale zmysły to kłamstwo. Staram się być prawdomówny, zatem jestem prawdziwy. Gdyby tak było, już mówiłbym do ciebie.

         To fragment zapomnianych słów, jakie  John Banaar napisał do jednej z pielęgniarek. Pożegnalny list do swej siostry ze szpitala Cromwell House, do Lisy Mcburry.

niedziela, 5 maja 2013

zbutwiały ślad umysłu

W jednym z ostatnich "Dzienników Bobera" znalazłem wczoraj taki fragment (zapis oryginalny):
"... oto co pozostawiam po sobie. Kroczę śladami po sobie samym... i już tak głębokimi, że ciężko poderwać stopy od przeszłości, by suchą nogę postawić w teraźniejszość."
Totalnie odjechana sekwencja. Czy już wtedy umierał?

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Jednak zataili przed nim zapis z czwartej hipnozy.

Jestem w szóstym rozdziale. Przejrzałem dokładnie wszystkie zapiski jakie miałem i muszę jednoznacznie stwierdzić, że Lisa Mcburry ukryła przed Bobem stenogram, który powstał po ostatniej, czwartej sesji hipnotycznej chłopca. Już podczas trzeciej sesji, którą prowadził sam ordynator Josef Beuer przy udziale swego mistrza, Lisa nie robiła notatek, a tak wcześniej sądziłem. Dlatego poszukjąc osoby, która to ukryła, cały czas szedłem tropem Lisy Mcburry. Jednak zapis dialogów zrobiła siosta Cecille Masterson. Wyglądało to dokładnie tak, jak poniżej.





"W gabinecie paliły się tylko dwie lampy. Profesor usiadł z tyłu, pozostając całkowicie w mroku. Bob leżał na kozetce. Siostra Cecylia spojrzała w źrenice chłopca i dała znak do ordynatora. Beuer usiadł na krześle, blisko kolan Boba.

- Dobrze mnie słyszysz chłopcze? – spytał modulując lekko głos, a kiedy Bob potwierdził, ordynator ciągnął dalej. – Wyobraź sobie, że kasztany nadal są zielone, mają duże liście i wiatr je porusza. Jest słońce, które ogrzewa ci twarz, a ty spokojnie zamykasz swoje oczy – jeszcze bardziej obniżył głos. – Jesteś już daleko, daleko… ledwo słyszysz szum wiatru. Prowadzi cię tylko mój głos. Twoje powieki mają już taki ciężar, że nie możesz już ich unosić i opadają, a ty szukasz tylko mego głosu… słyszysz mnie jeszcze?

- Słyszę bębny – odparł Bob o wiele twardszym tonem.

Profesor uniósł głowę. Beuer spojrzał na niego i natychmiast  pochylił się, by sprawdzić oczy chłopca.

- Gdzie jesteś Bob?

- Nie ma tu Boba, jestem z nią – spokojnie odpowiedział, na  zdaniu wyginając klatkę piersiową do góry.

Beuer zerknął na Masterson. Siedziała wciśnięta pod samo okno i zapisywała każde zdanie.

- Z kim jesteś? – Ordynator przybliżył się do głowy chłopca. – Z kim jesteś?

- Nie mogę wyjawić jej imienia – nadal spokojnie odpowiadał Bob. – Dopiero uciekliśmy.

- Chłopcze. Czy ona potrafi powiedzieć, jak ty się nazywasz?

Profesor wstał i dał znak potwierdzenia do ordynatora. Kręcąc dłonią koło, nakazywał drążenie wątku.

- Ona nie wie kim jestem – odparł sucho Bob.

Zapadła cisza. Beuer podszedł do okna i powoli wypuścił powietrze, robiąc wyraźną pauzę.

- Gdzie jesteście? Minęliście już wjazd do miasta? – Nie oglądał się w stronę chłopaka.

- Minęliśmy już kokony i zbliżamy się do Lustrzanego Jeziora – Bob zaczął bardziej nerwowo. – Gdzie ty jesteś? Słyszę cię coraz lepiej!

Ordynator usztywnił się. Przekręcił szyję i zdumiony zerkał to na pacjenta to na profesora. Mistrz podszedł bliżej i równie zaskoczonym wzrokiem przypatrywał się pacjentowi.

- Gdzie jesteś? – powtórzył chłopak.

Ordynator Beuer przełknął ślinę. Masterson wymieniła z nim spojrzenia i przecząco pokiwała głową. Ordynator przygryzał wargi.

- Zgubiłem się jak wy. – Kontynuował Beuer, z trudem przywołując  zdecydowany głos. - Nie możesz mnie zobaczyć, bo nie wiem kim jesteś. Możesz być od niego.

- Od kogo? – natychmiast wtrącił Bob.

- Mówiłeś, że uciekliście. Ja też się ukrywam – ordynator zaczął jeszcze pewniej mówić, i szybkim gestem ręki uciął wskazówki mistrza, który poczerwieniał na twarzy, próbując bezskutecznie przekazać mu informację.

- I tak przed nim nie uciekniesz – przykryte powiekami oczy Boba, zaczęły pulsować jak oszalałe.

- Już nie dam rady… to trwa tyle dni – wciął się Beuer.

- Jesteś zdrajcą głosie. Nie masz pojęcia czym jest Papa Gator i nie próbuj wymawiać tego imienia.

"Ferro Voo Geo" rozdział VI, fragm.

czwartek, 4 kwietnia 2013

"Nie ma ciała, w które mógłbyś uciec ani duszy, której mógłbyś ustąpić miejsca”


Już przystępując do parzystych rozdziałów Ferro Voo Geo wiedziałem, że będę musiał się zmierzyć z tym mottem. Napisem, który odnalazł ktoś po pożarze w stajniach Cromwell House. Zmierzyłem się z nim dzisiaj. Odnalazłem fragment, który poprzedza owe dwie strofy. To wcale nie Ludmierre Banaar przywiozła je w noc przed samym pożarem. To nie ona podłożyła ogień. Ten który zginął w płomieniach, wykrzyczał to właśnie motto.

To dopiero ósmy rozdział, a ja zapadam się. Oj zapadam.

niedziela, 24 marca 2013

Wschodnie Rejony Piekła


Ostrożnie żegluję po meandrach tej powieści. Nadal nie mogę do końca zrozumieć tego, co stało się we Wschodnich Rejonach Piekła. Ta powieść zaczyna się od tego, że brat Thomasa Crowna wraca z wyprawy na Haiti. Jest grudzień 1856 roku. Choć w Londynie spotyka go natychmiastowa śmierć, zdąża wyjawić Thomasowi ten sekret. Kluczem jest ktoś, kto zestawił te trzy słowa: Wschodnie-Rejony-Piekła.

pisać do mnie proszę na: jacek.roczniak@gmail.com

wtorek, 26 lutego 2013

ruszam ku niej

Wiele miesięcy minęło, odkąd ostatni raz pisałem Ferro. Wracam. Jest jak wtedy, rok 1856. I Tamiza która prawie nigdy nie zamarza, i woda, której jeszcze wiele długich lat nie będzie można pić. Są ciężkie chmury, które duszą Londyn gęstym śniegiem. Jest ów bibliotekarz Thomas Crown, od trzech lat czekający na swego brata, który pobłądził w odległej Afryce. Sypie coraz większy śnieg... płatki przynoszą w końcu oczekiwany zaprzęg. W środku jest młodszy z Crown'ów... ale to nie jest już ten sam człowiek, który wyjechał na naukową wyprawę. Thomas z trudem przenosi go do swego domu. Naciera ciało brata sądząc, że zamarzł podczas długiej podróży w zimnie. Ale to nie mróz pozbawił Sean'a Crowna oznak życia. Przez otwarte oczy nie dostaje się światło. Wiatr ustaje. Śnieg przestaje padać.
Witaj na Ziemi Widzialnej Duszy!
Witaj z powrotem.
- Czy aby na pewno nie masz nic, co należy do mnie? Sean?

wtorek, 19 lutego 2013

nadzieja nie ma tętna...


"Pokonanym najpierw przestaje bić serce. Umierające żyły, zatrute klęską, tak mocno drgają, że myślisz, że nadal masz puls. Rozpaczliwie chwytasz nadgarstki, by upewnić się, czy na pewno serce tłoczy po twym ciele życiodajną krew… ale w tętnicach wysokie ciśnienie ma już tylko strach. Strach przed śmiercią. To on jeszcze utrzymuje zmysły na jawie. Szuka ratunku. Strach szuka jakiegoś rozwiązania i robi to za twoimi plecami, byś się nie zorientował. Byś przypadkiem nie zaczął oponować, byś przypadkiem nie uzmysłowił sobie, że jedynym, co trzyma cię przy życiu, jest strach".
Pauli Rafałko posyłam ten fragment prosząc, by otworzyła oczy i nie poddawała się, bo choć ten fragment pokazuje nieskończoność wielkiej klęski, to po to go tu posyłam, by uświadomiła sobie, że nie ma w sobie tych objawów - całkowitej nieegzystencji.

niedziela, 10 lutego 2013

Ziemia Widzialnej Duszy

Zaklęcie Ferro Voo Geo. Nieznane słowa, które przywiózł do Londynu pewien podróżnik. Trzy nieznane słowa, które kończyły pewną podróż.

czwartek, 31 stycznia 2013

zaklęcie...

Ferro Voo Geo, zaklęcie które nie pozwala,
by moje serce znów zabiło!

środa, 2 stycznia 2013

Ferro Voo Geo

Wracam powoli do początku tej niesamowitej historii.
"Ziemia Widzialnej Duszy", to pierwszy z trzech tomów opowieści o nieszczęśniku wychowanym w podziemnym więzieniu. Pierwsza część historii chłopca, podrzuconego pod bramy szpitala. Nowy Rok mi sprzyja. Pochylam się nad odkurzonymi zapiskami z 1856 roku, które Thomas Crown sporządził po zniknięciu swego brata. Tajemnice. Wszędzie nierozwiązane tropy, które wysychają im dłużej za nimi podążam. Ale wiem dokąd prowadzą. Znam ich koryta, którymi nawet najstraszniejsze historie, płyną pod osłoną ciemności. Zdążę to wszystko opowiedzieć.