niedziela, 2 czerwca 2013

nie zaprzeczaj....

Musiałem wrócić do zapisków Terence'a Robinsona. Zacząłem od lakonicznego wpisu na odwrocie okładki:


Widziałem rzeczy, których żadne inne oczy nie miały okazji dotknąć. Bez przyczyny podróżowałem po świecie, który w przestrzeń inną zamknięty jest. Szukałem świata, którego ślad tylko w psalmach dostrzegłem. Opowieści z baśni pogranicza, historie spoza zmysłów doświadczania. Zdarzenia, które w ludzkim umyśle nigdy by zrodzić się nie zdołały.

Widziałem drwali, którzy los istnień kształtują. Widziałem Yeriesa Yerusa, którego po pierwszej wojnie seriańskiej Kowalem nazwali. Widziałem skrzydlatego Kerianica, kiedy dziecięciem bez skrzydeł był jeszcze.

Ale czy „widziałem”, to na pewno dobre słowo?

 

Szukałem śladów Przewodników i Kavoonów. Szukałem zaginionego syna Kamatosa, którego Voru nazywają, a który w podziemiach Świątyni Kavoony podróżujących ryturianom szykuje.

Wiesz o kim mówię, prawda?