"Naczelnik
opuścił głowę.
-
Czy ten przykład ze zbawieniem odnosi
się także do zmartwychwstania? – Wax Commander miał bladą twarz.
-
Wszystko się ze sobą wiąże. Przecież ktoś pokazał im drogę.
Zapadło
milczenie. Obaj mieli wypieki na twarzy. Naczelnik powtórzył dwa razy słowo zmartwychwstanie i nieobecnym wzrokiem
patrzył w księgę.
-
Ale nawet ci jego bliscy. – Huillo zaczął jakby do siebie. - Ci bliscy przy
Jezusie, oni wątpili. Nie potrafili odeprzeć ataków prawdy.
-
Co pan ma na myśli? – rzekł Commander przechylając głowę w kierunku profesora. -
List świętego Pawła do Koryntian?
-
Też o nim myślałem – przerwał mu Huillo zaskoczony. - Jeśli Chrystus nie
zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara.
List do Koryntian 15,14. – dokończył
zamyślony.
-
I gdzie nam teraz szukać śladów?
Wax
Commander wstał. Podszedł do paleniska i wpatrywał się długo w skaczące
płomienie.
-
Nie mam zamiaru przed tym uciekać – powiedział Commander zapominając, że nie
jest sam. Huillo podniósł głowę, ale nie odezwał się słowem. Dopiero, kiedy
milczenie przedłużało się, podniósł głowę.
-
Pan wie o tej księdze wiele, nie mówił pan, że aż tyle… - zaczął pierwszy
profesor. – I o Biblii pewnie o wiele więcej niż przypuszczałem mimo, że
przykładów ze zbawieniem bał się pan jak ognia.
Słysząc
ostatnie zdanie, Wax Commander zacisnął pięści. Usztywnił się i nienawistnym
wzrokiem spojrzał na księgę.
-
Mam niezapowiedziane wizyty głupcze – głos naczelnika zamienił się w uderzenia
młotem.
Michel
Huillo znieruchomiał.
-
Przychodzi do mnie, odkąd ten zegar przycumował do tego parszywego Vierhuizen!
– Wax Commander miał obrzęk szyi, a jego głowa wygięła się do tyłu. Próbował
złapać równowagę, ale zatoczył się po izbie i uderzył głową w stojące przy
wyjściu klocki drewna.
Profesor
Huillo poderwał się. Zrobił dwa kroki w lewo i pod ścianą próbował obejść
leżącego Commandera.
-
Co pan rozszyfrował? Kto pana nachodzi? – spytał, jak gdyby nigdy nic się wcześniej
nie stało.
Commander
podniósł się powoli, wspierając ręce o rozgrzane palenisko. Jego twarz kipiała.
W oczach błądziło szaleństwo.
-
Może będzie lepiej dla… może będzie lepiej, jak pan odstawi tę księgę? – głos
profesora drgał.
Commander
wyprostował się. Przyłożył płasko dłonie do ściany i przesuwał się
bezszelestnie w kierunku ognia paleniska. Cień jego brody wydłużył się, a
policzki zapadły pod oczami.
-
Niech pan mówi, profesorze Huillo – głos mu wracał do normalności. Z oczu
ustępowała dzikość. – Ja niczego nie odkryłem – mówił z trudem. – Ja niczego
nie odkryłem, ale pan… Pan na pewno. Czyż nie?
Michel
Huillo usiadł przy stole i długo nie mógł zacząć. Ukradkiem obserwował
naczelnika, który najpierw wił się jak w skurczu, a później przysiadł blisko
ognia. Kiedy Huillo otworzył księgę, Commander syknął prawie niedosłyszalnie.
Profesor
pochylił głowę próbując odczytać naniesione z boku notatki, ale zdania fruwały
jak uwolnione ptaki. Kiedy Commander zbliżył się do niego, zacisnął pięści,
zebrał się w sobie i spokojnie zaczął:
-
Ta księga nazywa się Księgą Holdorium. To nieznane dotąd słowo, ale tak właśnie
dziwnie brzmi – starał się kątem oka kontrolować, co robi naczelnik, ale Wax
zastygł jak bryła. - Po drugie, rozpoznałem kilka etapów, które podaje księga.
To dziwne słowa. Starałem się nadać im sens zarówno frazeologiczny, jak i
słowotwórczy. Zrozumiałem chyba, gdzie jest początek i wyszło mi, że całość
tego przekazu podzielona jest na fazy. Pierwszą częścią jest etap, który
nazwałem etapem Prologinacji. Zawiera w sobie otwarcie, czyli prolog, wstęp.
Jednak drugi człon skupia się na poszukiwaniu. Moim zdaniem, słowo które się wciąż powtarza, to słowo
Terrus. Wyraźnie przez dwa r. To on poszukuje dzieci. W tekście młodzi błądzący… to dla mnie dzieci. Zatem Terrus poszukuje dzieci.
-
Jak się do niej dostać? – pytanie Commandera zabrzmiało ostro.
Najpierw
profesor wzdrygnął się. Przechylał głowę
nie rozumiejąc pytania, a kiedy w oczach naczelnika napotkał lodowate bryły,
otworzył księgę na czarnych stronach.
-
Rozumowałem tak: Po pierwsze przyjąłem, że znaki w pierwszym, graficznym
rzędzie, pochodzą albo od człowieka pierwotnego albo od kogoś, kto zna się na
przekazie uniwersalnym, czyli coś takiego, jak alfabet Morse’a, wie pan, co to
jest? Rozumowałem najprościej,
składając kreski poziome i pionowe, ale za pierwszym razem to mnie zgubiło.
-
A dalej? – niecierpliwił się Commander.
-
Dalej? – Huillo spytał zdziwiony.
-
No dalej. Czy wie pan już, po co są te strony… w tych kolorach? – naczelnik ożywił
się. Przysiadł się do niego i chwycił za
ramię.
Michel
Huillo pokiwał głową.
-
Myślę, że wiem. Czarne strony są do kierowania czymś w Krainie. Gdziekolwiek
ona jest… Nie wiem, czym. Tutaj spisałem wszystkie znaki i odnośniki do
procedur, które rozumiałem. Moim zdaniem te są najważniejsze – rozłożył kilka
kartek na stole i przystawił różnymi naczyniami, by się nie zwijały.
Oczy
naczelnika rozszerzyły się. W jednej chwili na jego czole pojawił się pot.
-
Alfabet – wyszeptał Commander wbijając wzrok w gęsto zapisane papirusy. –
Rozszyfrował pan alfabet.
Coś
nagle uderzyło w drzwi. Obaj podskoczyli przestraszeni. Na twarzy Huillo
pojawiły się krople potu. Przełknął ślinę i ze zgrozą w oczach spojrzał na
naczelnika. Commander pierwszy odzyskał przytomność umysłu i ruszył do przodu.
Z całej siły kopnął w wejście, ale za drzwiami nikogo nie było. Mocny, zimny
powiew wpadł do kuźni i potrząsnął woreczkami i linami. Ostry wiatr złowrogo
zagrał na świecznikach. Świst brzmiał jak skowyt zwierzęcia. Naczelnik
rozejrzał się po ścianach, jakby szukał, czy ktoś nie wdarł się do środka.
-
Niech pan mówi. – Nakazał profesorowi, kiedy na powrót domknął drzwi.
Huillo
przymknął otwarte ze zdziwienia usta, przełknął ponownie ślinę i wyciągnął do
Commandera rękę. Wyprostował palec i pokiwał nim.(Syn Bobera. Rozdział 3