czwartek, 14 sierpnia 2014

Koleś czyli Cornel Cummings


Cummings odczekał, aż policjant wstanie. Naszykował niedużą latarkę, a kiedy ten zaczął spacerować, wślizgnął się do sali. Słyszał, że kobiety wyszły na główny korytarz i coraz ciszej rozmawiając, szły w jego stronę. Pochylił się i całym ciałem przylgnął do ściany, tuż pod samym oknem. Kiedy go minęły, opadł na kolana.

Zasłonięte szczelnie zasłony nie dopuszczały dziennego światła. W pomieszczeniu były cztery łóżka. Sprawdzał najpierw przywieszoną na przedzie tabliczkę z kartą informacyjną, potem zbliżał się do twarzy i w małym świetle latarki przyglądał się głowie. Ostatnie łóżko stało głęboko w rogu.

Cummings zbliżył się do niego, upewnił się, że salowe nie wracają i wyprostował się. Starzec leżał przechylony na prawy bok, twarzą do ściany. Miał łysinę po sam koniec głowy i tylko niewielkie pasma włosów nad uszami. Cummings uniósł mu rękę i zbliżył do szyi starca. Dłoń drżała mu tak bardzo, że zacisnął na chwilę, nie mogąc nad nią zapanować i nerwowym ruchem kilkakrotnie rozpostarł palce, i znów zacisnął w pięść. Obszedł leżącego, a kiedy był na wysokości jego twarzy, schylił się. Z lękiem w oczach przyglądał się starczym rysom. Panujący w rogu mrok nie pozwalał mu dojrzeć rysów. Chwycił lampkę i nacisnął włącznik. Snop ostrego światła rozjaśnił pół sali. Kucnął z powrotem. Bał się spojrzeć, ale powoli odwrócił głowę. Po chwili uśmiechnął się.

- To nie on. Uff – wypuścił powietrze z wyraźną ulgą.

Pastuch podszedł pod drzwi.

- Już – odparł Cummings gasząc lampkę. – Ale coś mi nie gra.

- A co? Ma grać radio? – gruby rozglądał się.

- Nie dowcipkuj, bo mnie szlag trafi – szarpnął go za ramię wciągając do sali – Zobacz, tylko ta karta jest świeżutka jak bułka. Czyściutka. Ktoś na szybko napisał nazwisko.  Musimy zadziałać inaczej!

- Zadziałać inaczej? Skąd bierzesz takie słowa? – a kiedy Cummings nie reagował, podsunął się pod samo ucho. - Jak to chcesz sprawdzić? – syknął grubas. – Chyba widzisz, że ma gips. Nie wystarczy ci, że ma inną gębę?

- Cicho! – syknął Cummings. - Przypomniał mi się ten chłopak ze szpitala – Cummings siedział pod ścianą i nie odrywał wzroku od szyby, przez którą co jakiś czas zaglądał policjant, odsuwając zewnętrzną firankę. – Haki Haka w innym ciele…

- Po co to łączysz?

- Nie wiem, ale Max napisał to samo.

- Nie Max, tylko stary Gabriel – gruby wycierał w koszulę spocone ręce.

Cummings podniósł się. Odsunął ze staruszka kołdrę i przyglądał się szyi.

- Co ty jesteś? Nekro? – grubemu pot płynął po czole.

Cummings nie zwracał na niego uwagi. Odsznurował krótkie linki, które przy obojczyku spajały obie części koszuli. Najpierw po lewej, a później po prawej stronie. W końcu zsunął w dół brzucha materiał, odsłaniając klatkę piersiową.

- Kurwa, Cummings. Czy ciebie pojebało? – Pastuch zaciskał zęby i wytrzeszczał oczy.

- Muszę być pewny, że pracuje mu serce – i to mówiąc pochylił się nad staruszkiem.

Klatka piersiowa unosiła się i opadała. Siwe włosy otaczały nieduże, ciemne brodawki.

- Sporo przeszedł ten człowiek – gruby wskazał na miejsce w okolicach serca.

Tuż pod mostkiem rozciągała się wielka jak dłoń blizna. Pod siwym owłosieniem była prawie niewidoczna i przypominała ślad po rozcięciu. Wklęsłe mięso zabliźniło się dawno temu.

- Stare czasy. Zagoiła się wiele lat temu – szepnął Pastuch.

Cummings przekręcił głowę i spojrzał na niego zdziwiony.

- No co? Ciotka też miała wypadek kiedyś, dwadzieścia lat temu. Niedawno widziałem jej łokieć. Jest mniej zabliźniony niż to tutaj – i kiwnął w stronę staruszka.

- Sprawdź, czy nikt nie idzie – Cummings rzucił  surowo.

- Czego ty chcesz, do cholery? Spieprzajmy stąd. Chyba już wiesz, że to nie on!

- Muszę być pewny.

- To ci nie wystarcza?

- Muszę być pewny, że ten staruszek to nie Bober, ale bardziej to muszę być pewny, że to Max do mnie przemawia.

Pastuch rozłożył ręce. Cofnął się do ściany i oparł się zrezygnowany całym ciałem.

Cummings nie zwracał uwagi na jego nawoływania i westchnienia. Zakrył leżącego, zawiązał koszulę i nakrył kołdrą. Przesunął się w dół i zatrzymał się przy kolanach.

- Daj mi nożyce! – rozkazał twardo.
- Co ci dać? – gruby jęknął. – Opanuj się na Boga, bo skończymy w więzieniu do końca życia.


("Syn Bobera" rozdział 11, fragment)