Cummings
odczekał, aż policjant wstanie. Naszykował niedużą latarkę, a kiedy ten zaczął
spacerować, wślizgnął się do sali. Słyszał, że kobiety wyszły na główny
korytarz i coraz ciszej rozmawiając, szły w jego stronę. Pochylił się i całym
ciałem przylgnął do ściany, tuż pod samym oknem. Kiedy go minęły, opadł na
kolana.
Zasłonięte
szczelnie zasłony nie dopuszczały dziennego światła. W pomieszczeniu były
cztery łóżka. Sprawdzał najpierw przywieszoną na przedzie tabliczkę z kartą
informacyjną, potem zbliżał się do twarzy i w małym świetle latarki przyglądał
się głowie. Ostatnie łóżko stało głęboko w rogu.
Cummings
zbliżył się do niego, upewnił się, że salowe nie wracają i wyprostował się.
Starzec leżał przechylony na prawy bok, twarzą do ściany. Miał łysinę po sam
koniec głowy i tylko niewielkie pasma włosów nad uszami. Cummings uniósł mu
rękę i zbliżył do szyi starca. Dłoń drżała mu tak bardzo, że zacisnął na
chwilę, nie mogąc nad nią zapanować i nerwowym ruchem kilkakrotnie rozpostarł palce,
i znów zacisnął w pięść. Obszedł leżącego, a kiedy był na wysokości jego
twarzy, schylił się. Z lękiem w oczach przyglądał się starczym rysom. Panujący
w rogu mrok nie pozwalał mu dojrzeć rysów. Chwycił lampkę i nacisnął włącznik.
Snop ostrego światła rozjaśnił pół sali. Kucnął z powrotem. Bał się spojrzeć,
ale powoli odwrócił głowę. Po chwili uśmiechnął się.
-
To nie on. Uff – wypuścił powietrze z wyraźną ulgą.
Pastuch
podszedł pod drzwi.
-
Już – odparł Cummings gasząc lampkę. – Ale coś mi nie gra.
-
A co? Ma grać radio? – gruby rozglądał się.
-
Nie dowcipkuj, bo mnie szlag trafi – szarpnął go za ramię wciągając do sali –
Zobacz, tylko ta karta jest świeżutka jak bułka. Czyściutka. Ktoś na szybko
napisał nazwisko. Musimy zadziałać
inaczej!
-
Zadziałać inaczej? Skąd bierzesz takie słowa? – a kiedy Cummings nie reagował,
podsunął się pod samo ucho. - Jak to chcesz sprawdzić? – syknął grubas. – Chyba
widzisz, że ma gips. Nie wystarczy ci, że ma inną gębę?
-
Cicho! – syknął Cummings. - Przypomniał mi się ten chłopak ze szpitala – Cummings
siedział pod ścianą i nie odrywał wzroku od szyby, przez którą co jakiś czas
zaglądał policjant, odsuwając zewnętrzną firankę. – Haki Haka w innym ciele…
-
Po co to łączysz?
-
Nie wiem, ale Max napisał to samo.
-
Nie Max, tylko stary Gabriel – gruby wycierał w koszulę spocone ręce.
Cummings
podniósł się. Odsunął ze staruszka kołdrę i przyglądał się szyi.
-
Co ty jesteś? Nekro? – grubemu pot płynął po czole.
Cummings
nie zwracał na niego uwagi. Odsznurował krótkie linki, które przy obojczyku
spajały obie części koszuli. Najpierw po lewej, a później po prawej stronie. W
końcu zsunął w dół brzucha materiał, odsłaniając klatkę piersiową.
-
Kurwa, Cummings. Czy ciebie pojebało? – Pastuch zaciskał zęby i wytrzeszczał
oczy.
-
Muszę być pewny, że pracuje mu serce – i to mówiąc pochylił się nad
staruszkiem.
Klatka
piersiowa unosiła się i opadała. Siwe włosy otaczały nieduże, ciemne brodawki.
-
Sporo przeszedł ten człowiek – gruby wskazał na miejsce w okolicach serca.
Tuż
pod mostkiem rozciągała się wielka jak dłoń blizna. Pod siwym owłosieniem była
prawie niewidoczna i przypominała ślad po rozcięciu. Wklęsłe mięso zabliźniło
się dawno temu.
-
Stare czasy. Zagoiła się wiele lat temu – szepnął Pastuch.
Cummings
przekręcił głowę i spojrzał na niego zdziwiony.
-
No co? Ciotka też miała wypadek kiedyś, dwadzieścia lat temu. Niedawno
widziałem jej łokieć. Jest mniej zabliźniony niż to tutaj – i kiwnął w stronę
staruszka.
-
Sprawdź, czy nikt nie idzie – Cummings rzucił
surowo.
-
Czego ty chcesz, do cholery? Spieprzajmy stąd. Chyba już wiesz, że to nie on!
-
Muszę być pewny.
-
To ci nie wystarcza?
-
Muszę być pewny, że ten staruszek to nie Bober, ale bardziej to muszę być
pewny, że to Max do mnie przemawia.
Pastuch
rozłożył ręce. Cofnął się do ściany i oparł się zrezygnowany całym ciałem.
Cummings
nie zwracał uwagi na jego nawoływania i westchnienia. Zakrył leżącego, zawiązał
koszulę i nakrył kołdrą. Przesunął się w dół i zatrzymał się przy kolanach.
-
Daj mi nożyce! – rozkazał twardo.
-
Co ci dać? – gruby jęknął. – Opanuj się na Boga, bo skończymy w więzieniu do
końca życia.("Syn Bobera" rozdział 11, fragment)