środa, 5 stycznia 2011
środa, 29 grudnia 2010
czwartek, 16 grudnia 2010
kim jest autor tych słów?
Kiedy przyszedł rok 1970 i powszechne stały się operacje na otwartym sercu, ja wciąż nie miałem do niego dostępu. Dostępu do swego serca, by zrozumieć co w nim siedziało. To tak, jakbym nosił wewnątrz kulę naszpikowaną kolcami, i przy każdym ruchu ukłucie, jakby coś przypominało sobie. Choć całe życie szukałem odpowiedzi, to ten rok 70ty był przełomowy.
Pracując w szpitalu jako psycholog miałem do czynienia z wieloma naukowcami. Wokół mnie byli psychiatrzy, patolodzy, chirurdzy. Czytałem każdą nową pozycję, która wychodziła w medycynie. Nie tylko w mojej specjalizacji, ale czytałem wszystko. Ortopedię, przeszczepy organów wewnętrznych. Interesowałem się tym od 1933 roku. To był ważny rok, może dlatego pamiętam tę datę.
Pracując w szpitalu jako psycholog miałem do czynienia z wieloma naukowcami. Wokół mnie byli psychiatrzy, patolodzy, chirurdzy. Czytałem każdą nową pozycję, która wychodziła w medycynie. Nie tylko w mojej specjalizacji, ale czytałem wszystko. Ortopedię, przeszczepy organów wewnętrznych. Interesowałem się tym od 1933 roku. To był ważny rok, może dlatego pamiętam tę datę.
piątek, 3 grudnia 2010
zapach tęsknoty
„Zafałszować zapach tęsknoty”.
Max tak opisywał jej obraz. Każdy chyba tęskni za takim uczuciem… by choć raz, ktoś tak za nami tęsknił. U Maxa, nie był to psychodeliczny wytwór jego wyobraźni, ani naszpikowany tęsknotą, „zbutwiały ślad umysłu”, który toczył śmiertelną chorobę, którą utożsamiał z życiem. Max kochał Malwę. Kochał ją tam, na skraju życia i kochał ją tutaj, kiedy przywieźli jej duszę. Dużo myślę o miłości… otwieram mój słownik i szukam…
Max tak opisywał jej obraz. Każdy chyba tęskni za takim uczuciem… by choć raz, ktoś tak za nami tęsknił. U Maxa, nie był to psychodeliczny wytwór jego wyobraźni, ani naszpikowany tęsknotą, „zbutwiały ślad umysłu”, który toczył śmiertelną chorobę, którą utożsamiał z życiem. Max kochał Malwę. Kochał ją tam, na skraju życia i kochał ją tutaj, kiedy przywieźli jej duszę. Dużo myślę o miłości… otwieram mój słownik i szukam…
piątek, 19 listopada 2010
czwartek, 4 listopada 2010
jasność
Wyrazy i jasności.
Pan Piotr, o ile się nie mylę z Wrocławia, zwrócił mi uwagę zapytaniem, czy jestem pewien, że wpisy na moim blogu, są czytelne dla wszystkich. Otóż sprawa ma się tak, że zakładając ten blog jasno napisałem, że będę starał się dopisywać i uzupełniać to, co zawiera już „Woodward”. Wiem i mam świadomość, że nowe wątki są trudne, gęstwina nazwisk i zdarzeń lub niecodzienne zależności, wynikające z wielopoziomowości (choćby czasowej) pozostałych dwóch części.
Piszę tu rzadko, bo nie chcę ani sztucznie tego podgrzewać, ani komplikować jeszcze bardziej tej historii, poprzez krótkie wtręty o tym, czy o tamtym nowym.
Dlatego wyjaśniam ostatni wpis:
Historia księgi Holdorium, którą doskonale znamy z „Woodward’a” zaczyna się w 1814 roku. To tam dotarła ona za pośrednictwem, powracającego z Indii, brytyjskiego generała Wesley’a. Moja historia biegnie jednak trochę dalej, bo do holenderskiego więzienia w Vierhuizen (gdzie ów ladunek ostatecznie dociera). Podawałem obszerne cytaty w poprzednich wpisach.
Tam jednak księga zostaje dopuszczona… wyciągnięta na światło dzienne przez niejakiego Dicka van Soest’a, który całkowicie nieświadomie doprowadza do tego, że trafia ona w ręce naczelnika tegoż więzienia: Waxa Commandera. To jest dla mnie (dla mnie!) absolutny początek tej wielkiej historii.
Pisać proszę do mnie tylko na: jacek.roczniak@gmail.com
Pan Piotr, o ile się nie mylę z Wrocławia, zwrócił mi uwagę zapytaniem, czy jestem pewien, że wpisy na moim blogu, są czytelne dla wszystkich. Otóż sprawa ma się tak, że zakładając ten blog jasno napisałem, że będę starał się dopisywać i uzupełniać to, co zawiera już „Woodward”. Wiem i mam świadomość, że nowe wątki są trudne, gęstwina nazwisk i zdarzeń lub niecodzienne zależności, wynikające z wielopoziomowości (choćby czasowej) pozostałych dwóch części.
Piszę tu rzadko, bo nie chcę ani sztucznie tego podgrzewać, ani komplikować jeszcze bardziej tej historii, poprzez krótkie wtręty o tym, czy o tamtym nowym.
Dlatego wyjaśniam ostatni wpis:
Historia księgi Holdorium, którą doskonale znamy z „Woodward’a” zaczyna się w 1814 roku. To tam dotarła ona za pośrednictwem, powracającego z Indii, brytyjskiego generała Wesley’a. Moja historia biegnie jednak trochę dalej, bo do holenderskiego więzienia w Vierhuizen (gdzie ów ladunek ostatecznie dociera). Podawałem obszerne cytaty w poprzednich wpisach.
Tam jednak księga zostaje dopuszczona… wyciągnięta na światło dzienne przez niejakiego Dicka van Soest’a, który całkowicie nieświadomie doprowadza do tego, że trafia ona w ręce naczelnika tegoż więzienia: Waxa Commandera. To jest dla mnie (dla mnie!) absolutny początek tej wielkiej historii.
Pisać proszę do mnie tylko na: jacek.roczniak@gmail.com
środa, 8 września 2010
bardzo dziękuję za pomoc przyjaciołom w Holandii
Veel dank ben ik verschuldigd aan mevrouw Simone van der Giezen uit Nederland voor de hulp die ik van haar ontvangen heb. jacek roczniak
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)

