piątek, 5 września 2014
czwartek, 14 sierpnia 2014
Koleś czyli Cornel Cummings
Cummings
odczekał, aż policjant wstanie. Naszykował niedużą latarkę, a kiedy ten zaczął
spacerować, wślizgnął się do sali. Słyszał, że kobiety wyszły na główny
korytarz i coraz ciszej rozmawiając, szły w jego stronę. Pochylił się i całym
ciałem przylgnął do ściany, tuż pod samym oknem. Kiedy go minęły, opadł na
kolana.
Zasłonięte
szczelnie zasłony nie dopuszczały dziennego światła. W pomieszczeniu były
cztery łóżka. Sprawdzał najpierw przywieszoną na przedzie tabliczkę z kartą
informacyjną, potem zbliżał się do twarzy i w małym świetle latarki przyglądał
się głowie. Ostatnie łóżko stało głęboko w rogu.
Cummings
zbliżył się do niego, upewnił się, że salowe nie wracają i wyprostował się.
Starzec leżał przechylony na prawy bok, twarzą do ściany. Miał łysinę po sam
koniec głowy i tylko niewielkie pasma włosów nad uszami. Cummings uniósł mu
rękę i zbliżył do szyi starca. Dłoń drżała mu tak bardzo, że zacisnął na
chwilę, nie mogąc nad nią zapanować i nerwowym ruchem kilkakrotnie rozpostarł palce,
i znów zacisnął w pięść. Obszedł leżącego, a kiedy był na wysokości jego
twarzy, schylił się. Z lękiem w oczach przyglądał się starczym rysom. Panujący
w rogu mrok nie pozwalał mu dojrzeć rysów. Chwycił lampkę i nacisnął włącznik.
Snop ostrego światła rozjaśnił pół sali. Kucnął z powrotem. Bał się spojrzeć,
ale powoli odwrócił głowę. Po chwili uśmiechnął się.
-
To nie on. Uff – wypuścił powietrze z wyraźną ulgą.
Pastuch
podszedł pod drzwi.
-
Już – odparł Cummings gasząc lampkę. – Ale coś mi nie gra.
-
A co? Ma grać radio? – gruby rozglądał się.
-
Nie dowcipkuj, bo mnie szlag trafi – szarpnął go za ramię wciągając do sali –
Zobacz, tylko ta karta jest świeżutka jak bułka. Czyściutka. Ktoś na szybko
napisał nazwisko. Musimy zadziałać
inaczej!
-
Zadziałać inaczej? Skąd bierzesz takie słowa? – a kiedy Cummings nie reagował,
podsunął się pod samo ucho. - Jak to chcesz sprawdzić? – syknął grubas. – Chyba
widzisz, że ma gips. Nie wystarczy ci, że ma inną gębę?
-
Cicho! – syknął Cummings. - Przypomniał mi się ten chłopak ze szpitala – Cummings
siedział pod ścianą i nie odrywał wzroku od szyby, przez którą co jakiś czas
zaglądał policjant, odsuwając zewnętrzną firankę. – Haki Haka w innym ciele…
-
Po co to łączysz?
-
Nie wiem, ale Max napisał to samo.
-
Nie Max, tylko stary Gabriel – gruby wycierał w koszulę spocone ręce.
Cummings
podniósł się. Odsunął ze staruszka kołdrę i przyglądał się szyi.
-
Co ty jesteś? Nekro? – grubemu pot płynął po czole.
Cummings
nie zwracał na niego uwagi. Odsznurował krótkie linki, które przy obojczyku
spajały obie części koszuli. Najpierw po lewej, a później po prawej stronie. W
końcu zsunął w dół brzucha materiał, odsłaniając klatkę piersiową.
-
Kurwa, Cummings. Czy ciebie pojebało? – Pastuch zaciskał zęby i wytrzeszczał
oczy.
-
Muszę być pewny, że pracuje mu serce – i to mówiąc pochylił się nad
staruszkiem.
Klatka
piersiowa unosiła się i opadała. Siwe włosy otaczały nieduże, ciemne brodawki.
-
Sporo przeszedł ten człowiek – gruby wskazał na miejsce w okolicach serca.
Tuż
pod mostkiem rozciągała się wielka jak dłoń blizna. Pod siwym owłosieniem była
prawie niewidoczna i przypominała ślad po rozcięciu. Wklęsłe mięso zabliźniło
się dawno temu.
-
Stare czasy. Zagoiła się wiele lat temu – szepnął Pastuch.
Cummings
przekręcił głowę i spojrzał na niego zdziwiony.
-
No co? Ciotka też miała wypadek kiedyś, dwadzieścia lat temu. Niedawno
widziałem jej łokieć. Jest mniej zabliźniony niż to tutaj – i kiwnął w stronę
staruszka.
-
Sprawdź, czy nikt nie idzie – Cummings rzucił
surowo.
-
Czego ty chcesz, do cholery? Spieprzajmy stąd. Chyba już wiesz, że to nie on!
-
Muszę być pewny.
-
To ci nie wystarcza?
-
Muszę być pewny, że ten staruszek to nie Bober, ale bardziej to muszę być
pewny, że to Max do mnie przemawia.
Pastuch
rozłożył ręce. Cofnął się do ściany i oparł się zrezygnowany całym ciałem.
Cummings
nie zwracał uwagi na jego nawoływania i westchnienia. Zakrył leżącego, zawiązał
koszulę i nakrył kołdrą. Przesunął się w dół i zatrzymał się przy kolanach.
-
Daj mi nożyce! – rozkazał twardo.
-
Co ci dać? – gruby jęknął. – Opanuj się na Boga, bo skończymy w więzieniu do
końca życia.("Syn Bobera" rozdział 11, fragment)
wtorek, 5 sierpnia 2014
wtorek, 24 czerwca 2014
Chciałem ci tylko powiedzieć "przepraszam"
Klęknąłem.
Nie poruszał się długo. Podszedł w końcu bardzo blisko. Poczułem zapach. Dziwny
zapach wilgoci. Wyciągnął dłoń. Kościstą, usianą niebieskimi żyłkami, bladą i
pomarszczoną. Położył ja na mej głowie.
– Otwieraj swoje życie, za każdym
podniesieniem powiek – i odszedł. Przekroczył Próg Podeptanej Młodości i znikł.
Zeskoczyłem na bal. Wszystko ruszyło. Nade mną wieźli ją. Odnajdę cię. Po
śladach twoich łez. Smutku woń wskaże ślady twe. Odnajdę cię. Ukochana. Każdej
nocy, z tych które doświadczam… czuję ciebie. Ileż musiałem przejść, by tak móc
czuć ciebie. Na jaki koniec wszechświata zdryfować, by tak czuć. I tak chcę cię
prosić, byś mi wybaczyła, że opuszczam cię. Muszę wrócić, a ty musisz
zrozumieć, że odnajdę cię. Jutro, kiedy uda mi się na nowo otworzyć oczy, będę
czuć cię tak samo. Wiem, że wszyscy obiecują sobie miłość. Nauczono mnie tutaj,
że miłość jest tak bardzo odległa ludziom. Że anielska, czysta jest jedna i
cudu trzeba, by ludzie jej nie zniszczyli. By jej nie stracili. Ukochana moja.
Nauczono mnie, że mieć to nie wszystko. Że to dopiero początek. Moja ukochana.
Pamiętasz naszą noc? Wiem, że to tu się stało, w Krainie… ale nie mam
wątpliwości, że to najpiękniejsze i najprawdziwsze, co sobie przekazaliśmy. Tak
bym bardzo chciał, żebyś uchyliła powieki i zobaczyła mnie… bo dziś chciałbym
być twym aniołem. I może dobrze, że nie możesz odpowiedzieć, bo pewnie byś mnie
wyśmiała. Ale nie dziś. Dziś byś była wyrozumiała. Anioły nigdy nie umierają,
dlatego możemy dla siebie być nieśmiertelni. Mi. Wrócę po ciebie, bo cię kocham
– zamilkłem, bo tak mnie zakłuło, że padłem półprzytomny.
Chciałem
ci tylko powiedzieć przepraszam. Byłem
małym chłopcem, kiedy przybyłem do Miasta. Byłem takim małym chłopczykiem,
który poznał miłość. Byłem wtedy tak bardzo zakochany, a teraz kiedy wiem czyje
serce bije tu w środku, prościej mi wstać i decydować. Chcąc wrócić, muszę
przyjąć reguły powrotu. Nie mogę wrócić z tobą. Muszę wrócić sam. Nie pomogę ci
będąc tutaj. Mogę tylko odkryć to, co od dawna ukrywam przed samym sobą. Tylko
po powrocie, to znaczy stamtąd: będę mógł ci pomóc, jeśli odnajdę cię. A wiesz
już, że po śladach moich własnych łez będę kroczył, i smutku woń mnie
naprowadzi, by ciebie ukochana odszukać.
czwartek, 8 maja 2014
Huillo rozpoznał, że to alfabet.
"Naczelnik
opuścił głowę.
-
Czy ten przykład ze zbawieniem odnosi
się także do zmartwychwstania? – Wax Commander miał bladą twarz.
-
Wszystko się ze sobą wiąże. Przecież ktoś pokazał im drogę.
Zapadło
milczenie. Obaj mieli wypieki na twarzy. Naczelnik powtórzył dwa razy słowo zmartwychwstanie i nieobecnym wzrokiem
patrzył w księgę.
-
Ale nawet ci jego bliscy. – Huillo zaczął jakby do siebie. - Ci bliscy przy
Jezusie, oni wątpili. Nie potrafili odeprzeć ataków prawdy.
-
Co pan ma na myśli? – rzekł Commander przechylając głowę w kierunku profesora. -
List świętego Pawła do Koryntian?
-
Też o nim myślałem – przerwał mu Huillo zaskoczony. - Jeśli Chrystus nie
zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara.
List do Koryntian 15,14. – dokończył
zamyślony.
-
I gdzie nam teraz szukać śladów?
Wax
Commander wstał. Podszedł do paleniska i wpatrywał się długo w skaczące
płomienie.
-
Nie mam zamiaru przed tym uciekać – powiedział Commander zapominając, że nie
jest sam. Huillo podniósł głowę, ale nie odezwał się słowem. Dopiero, kiedy
milczenie przedłużało się, podniósł głowę.
-
Pan wie o tej księdze wiele, nie mówił pan, że aż tyle… - zaczął pierwszy
profesor. – I o Biblii pewnie o wiele więcej niż przypuszczałem mimo, że
przykładów ze zbawieniem bał się pan jak ognia.
Słysząc
ostatnie zdanie, Wax Commander zacisnął pięści. Usztywnił się i nienawistnym
wzrokiem spojrzał na księgę.
-
Mam niezapowiedziane wizyty głupcze – głos naczelnika zamienił się w uderzenia
młotem.
Michel
Huillo znieruchomiał.
-
Przychodzi do mnie, odkąd ten zegar przycumował do tego parszywego Vierhuizen!
– Wax Commander miał obrzęk szyi, a jego głowa wygięła się do tyłu. Próbował
złapać równowagę, ale zatoczył się po izbie i uderzył głową w stojące przy
wyjściu klocki drewna.
Profesor
Huillo poderwał się. Zrobił dwa kroki w lewo i pod ścianą próbował obejść
leżącego Commandera.
-
Co pan rozszyfrował? Kto pana nachodzi? – spytał, jak gdyby nigdy nic się wcześniej
nie stało.
Commander
podniósł się powoli, wspierając ręce o rozgrzane palenisko. Jego twarz kipiała.
W oczach błądziło szaleństwo.
-
Może będzie lepiej dla… może będzie lepiej, jak pan odstawi tę księgę? – głos
profesora drgał.
Commander
wyprostował się. Przyłożył płasko dłonie do ściany i przesuwał się
bezszelestnie w kierunku ognia paleniska. Cień jego brody wydłużył się, a
policzki zapadły pod oczami.
-
Niech pan mówi, profesorze Huillo – głos mu wracał do normalności. Z oczu
ustępowała dzikość. – Ja niczego nie odkryłem – mówił z trudem. – Ja niczego
nie odkryłem, ale pan… Pan na pewno. Czyż nie?
Michel
Huillo usiadł przy stole i długo nie mógł zacząć. Ukradkiem obserwował
naczelnika, który najpierw wił się jak w skurczu, a później przysiadł blisko
ognia. Kiedy Huillo otworzył księgę, Commander syknął prawie niedosłyszalnie.
Profesor
pochylił głowę próbując odczytać naniesione z boku notatki, ale zdania fruwały
jak uwolnione ptaki. Kiedy Commander zbliżył się do niego, zacisnął pięści,
zebrał się w sobie i spokojnie zaczął:
-
Ta księga nazywa się Księgą Holdorium. To nieznane dotąd słowo, ale tak właśnie
dziwnie brzmi – starał się kątem oka kontrolować, co robi naczelnik, ale Wax
zastygł jak bryła. - Po drugie, rozpoznałem kilka etapów, które podaje księga.
To dziwne słowa. Starałem się nadać im sens zarówno frazeologiczny, jak i
słowotwórczy. Zrozumiałem chyba, gdzie jest początek i wyszło mi, że całość
tego przekazu podzielona jest na fazy. Pierwszą częścią jest etap, który
nazwałem etapem Prologinacji. Zawiera w sobie otwarcie, czyli prolog, wstęp.
Jednak drugi człon skupia się na poszukiwaniu. Moim zdaniem, słowo które się wciąż powtarza, to słowo
Terrus. Wyraźnie przez dwa r. To on poszukuje dzieci. W tekście młodzi błądzący… to dla mnie dzieci. Zatem Terrus poszukuje dzieci.
-
Jak się do niej dostać? – pytanie Commandera zabrzmiało ostro.
Najpierw
profesor wzdrygnął się. Przechylał głowę
nie rozumiejąc pytania, a kiedy w oczach naczelnika napotkał lodowate bryły,
otworzył księgę na czarnych stronach.
-
Rozumowałem tak: Po pierwsze przyjąłem, że znaki w pierwszym, graficznym
rzędzie, pochodzą albo od człowieka pierwotnego albo od kogoś, kto zna się na
przekazie uniwersalnym, czyli coś takiego, jak alfabet Morse’a, wie pan, co to
jest? Rozumowałem najprościej,
składając kreski poziome i pionowe, ale za pierwszym razem to mnie zgubiło.
-
A dalej? – niecierpliwił się Commander.
-
Dalej? – Huillo spytał zdziwiony.
-
No dalej. Czy wie pan już, po co są te strony… w tych kolorach? – naczelnik ożywił
się. Przysiadł się do niego i chwycił za
ramię.
Michel
Huillo pokiwał głową.
-
Myślę, że wiem. Czarne strony są do kierowania czymś w Krainie. Gdziekolwiek
ona jest… Nie wiem, czym. Tutaj spisałem wszystkie znaki i odnośniki do
procedur, które rozumiałem. Moim zdaniem te są najważniejsze – rozłożył kilka
kartek na stole i przystawił różnymi naczyniami, by się nie zwijały.
Oczy
naczelnika rozszerzyły się. W jednej chwili na jego czole pojawił się pot.
-
Alfabet – wyszeptał Commander wbijając wzrok w gęsto zapisane papirusy. –
Rozszyfrował pan alfabet.
Coś
nagle uderzyło w drzwi. Obaj podskoczyli przestraszeni. Na twarzy Huillo
pojawiły się krople potu. Przełknął ślinę i ze zgrozą w oczach spojrzał na
naczelnika. Commander pierwszy odzyskał przytomność umysłu i ruszył do przodu.
Z całej siły kopnął w wejście, ale za drzwiami nikogo nie było. Mocny, zimny
powiew wpadł do kuźni i potrząsnął woreczkami i linami. Ostry wiatr złowrogo
zagrał na świecznikach. Świst brzmiał jak skowyt zwierzęcia. Naczelnik
rozejrzał się po ścianach, jakby szukał, czy ktoś nie wdarł się do środka.
-
Niech pan mówi. – Nakazał profesorowi, kiedy na powrót domknął drzwi.
Huillo
przymknął otwarte ze zdziwienia usta, przełknął ponownie ślinę i wyciągnął do
Commandera rękę. Wyprostował palec i pokiwał nim.(Syn Bobera. Rozdział 3
poniedziałek, 3 marca 2014
Poradnik dla zmarłych
Przygotowując się do październikowej premiery mej drugiej powieści, dotarłem do listu Johnego Banaar, który adresował do swego odnalezionego po latach syna. I już nie raz, sposób w jaki wyrażał swoje przemyślenia Banaar, zadziwiały mnie bardzo, to tym razem, "Poradnik dla zmarłych" mną wstrząsnął. Już wkrótce przytoczę fragmenty.
środa, 4 grudnia 2013
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)