poniedziałek, 30 listopada 2009

matula rozmnożyła się przez... pączkowanie

Wkurzyłem się… kobiety… teraz wy młode! Do wkurzonej nędzy… wasi chłopcy już mają jedną mamę. Myślicie, że potrzebują drugiej? Nie. Nie wkurzona mać. Nie potrzebują drugiej i to młodszej, przez co bardziej zajadliwej.
Niech ochłonę.
(chyba już)
Co to za idiotyczne pomysły, by wydzielać swym ukochanym chłopakom czas, wydzielać ilość wypitego piwa… UF. Kobitki… tu wychodzi wasza „luźna” natura. Cudzysłów to oczywiście żart. Jak możecie?
Dobra! Do rzeczy:
Przysłuchuję się namiętnie dyskusji, jaką toczy mój przyjaciel ze swoją córką. A właściwie on mówi mi to, co wyrabia jego siedemnastoletnia latorośl. Maria, bo tak ma na imię, ma chłopaka. Starszego od siebie. Z nim rozpoczęła potajemnie współżycie i jak to bywa w tym wieku uważa, że świat legł u jej stóp. Dobra. OK. Takie są prawa dojrzewania. Ale… no właśnie, dalej było szczęście… pierwsza rocznica, kwiaty… (trochę przypomniane, bo On zapomniał) ale szczęście i szczęście. I ostatnio mój przyjaciel wyjawia mi, że jego córka, owa Maria… śledzi swego chłopaka. Wylicza mu czas… ma za złe, że On spotyka się z kolegami, a nie z nią. Jak On gdzieś wychodzi na większą imprezę, to Maria z miejsca sprawdza w sieci, czy taka impra w ogóle ma miejsce. O zgrozo. Dziewczyny! Wyzwolone i nietykalne. Dajcie na Boga spokój. Mężczyzna cały czas kocha swą matkę, ale tak jak ją kocha tak samo nienawidzi za wieczne prowadzenie za rączkę. Choć faceci tego nie mówią, to jednak tego nienawidzą. Tak po prostu. Zatem dajcie trochę oddechu. Dajcie. Nie traćcie czasu na śledzenie i rozmyślania, co On robi… z kim jest…
Odwieczna zasada mówi, że kobieta zdradzi cię wtedy, kiedy w ogóle się nie spodziewasz. Odnośnie mężczyzny jest bodaj odwrotnie. Kiedy Ty kobieto czujesz, że masz już w szponach swego partnera, że po kilku dobrych nocach on ma być wdzięczny za wszystko… Baby, ja wam mówię, dajcie spokój. Powtarzam, że jak ma się coś stać złego to i tak się stanie i nic nie pomożecie (a na pewno nic swymi zakazami). Podkreślam zdecydowanie: mężczyzna ma już jedną matkę i za nic nie chce drugiej i choć od razu tego nie powie, bo nie tak szybko młodzież to sobie uświadamia, to nie znosi zakazów, ględzenia i pilnowania matuli. I zrobi wszystko, by jego ukochana dziewczyna nie rozmnożyła się przez pączkowanie. Za nic!

sobota, 28 listopada 2009

mewa to nie ptak tylko typ mężczyzny

Obiecałem i dotrzymuję słowa…
Dwa miesiące temu byłem na zdjęciach w Chorwacji. Był ze mną szef kanału i tłumaczka, Aga Stasiak. Miła, kompetentna babka, kochająca Chorwację nad życie. Naszym celem było objechanie kilku wysp, przygotowując trasę kamery na przyszły rok. Dokumentacja dzieliła się tak: przyjazd na wyspę, rozmowa z lokalnym przewodnikiem i moje zdjęcia w wybranych miejscach.
I pewnego dnia dotarliśmy do miejsca Punat na wyspie KRK. To był jeden z tych gorących dni, że gdyby nie Klima w wozie, to byśmy nie odlepili się od siedzenia. Po przyjeździe do Punat, zaczęliśmy tradycyjnie od obiadu. Przyjechała pani Przewodnk, starsza mocno, ale dystyngowana i tak bardzo muzealna (akcentowała każde słowo, stopniowała napięcie i ważność informacji)
Nasza tłumaczka Aga, w biegłym i melodyjnym chorwackim porusza się jak ja w polskiej mowie, i Panie sobie rozmawiały, od czasu do czasu wtrącając po angielsku jakiś wątek, który mocno mnie ożywiał… prostowałem się natychmiast, resztka bułki maczanej w oliwie wypadały mi na bielutki obrus… i włączałem się w peany na cześć pięknych wysp tego kraju. Jednak po dwudziestu minutach zrobiło się nudno. Kuba siedział zamyślony, podnosząc coraz częściej spory kieliszek, który napełniał jeszcze częściej… (sam nie wiem kiedy)
Ja piłem wodę, z gazem, później drugą i piątą… i nagle merytoryczne (jak się domyślałem) rozmowy pań przerodziły się w chichot. Później w śmiech… faktycznie niedaleko nas usiadł starszy, dobrze ubrany pan, ale nie miał niczego śmiesznego na sobie. I wtedy pierwszy raz usłyszałem słowo „Mewa”. Nie świadomy niczego popijałem nadal wodziuchnę, coraz mniej zagadując, przysypiającego kompana. Nawet próbowałem przywrócić jakiś wczorajszy temat, ale szerokość szpary powiekowej nakazywały moje milczenie, bo rozmawianie z posągiem nie jest miłe. I coś tam bąknąłem, ale śmiech pań był już wielkości nagłośnieniu Metaliki. Ale, ale Aga zrozumiała mój grobowy wzrok i wielką chęć włączenia się do rozmowy. Zatem panie płynnie przeszły na angielski i rozpoczęło się tłumaczenie. Uwaga: Mewa to typ mężczyzny, który wyszukuje wśród starszych kobiet, szczególnie takich nie za łądnych, ale za to Midasowo Majętnych. Omamia je, obiecuje małżeństwo… i tyle. Jak ja to usłyszałem, to od razu łokciem zarządziłem pobudkę mego kompana, powtórzyłem mu to co usłyszałem i zamarzyłem:
Ja tu przyjeżdżam sam. Znajduję sobie babeczkę, oddaję się dzikiemu seksowi i jestem ustawiony do końca swych dni. Mój kompan jednak mnie schłodził, bo od razu przepowiedział, że po dzikiej orgii to muszę mieć respirator pod łóżkiem, nauczyć się udzielać pierwszej pomocy itd. Itd.
I od tego momentu zaczęliśmy sobie dopowiadać, jak by to było, gdybym ustalił jakiś arkusz testowy dla takich kandydatek. Czyli na początek wydolność sercowo-wydechowa, czyli ilość stosunków w ciągu miesiąca, dalej ilość zer na koncie (przed przecinkiem) i ewentualny czasokres do zgonu. To trzy warianty, które musi mieć w sobie babka łowiona przez Mewę. I tak żeśmy się sobie gadali, i nie zauważyłem, że mój kompan płacze. Leją mu się łzy ze śmiechu. Okazuje się, że zaczął sobie to wszystko wyobrażać. Panie zesztywniały, ich kamienne miny przeradzały się w wielki znak zapytania. Ja także zacząłem się panicznie śmiać, a mój druh siny na twarzy, przechodził w powolny bezdech. Nie mógł złapać powietrza. On rżał… zaklinowany w potrzasku mych dowcipnych sugestii o wyższości współżycia z ryczącą pięćdziątką nad szybkim numerkim z jeszcze starszą panią.
Jednak po drugiej stronie stołu, szykował się międzynarodowy skandal. Aga nie widząc wyjścia z tego pata, bo żaden z nas nie był w stanie złożyć prostego zdania,
Zaczęła wszystko to tłumaczyć na chorwacki, bo my już także daliśmy spokój z angielskim i jechaliśmy po polsku. I co zrobiła Aga, zaczęła to wszystko jej tłumaczyć. Pani z Chorwacji zbladła, ale widząc przed sobą dwóch kretynów, ocierającymi łzy śmiechu, rozluźniła się i powoli zaczęła wsłuchiwać się w to wszystko. I tak wszyscy zaczęliśmy się śmiać, że kelner nas zaczął uspokajać… a ja drążyłem temat Mewy… deklarując chęć bycia Mewą… w następnym życiu, bo teraz to prędzej jestem dzięciołem, niż błękitnym mewiskiem.

Teraz żony, kochanki i kanapki. Poziom trzeci: „Niezrobienie bułki w ogóle…”
a już myślałem, że temat kanapek do pracy to temat zastępczy… a tu wrzawa. Kobiety mocno są zainteresowane, po czym i jak mężczyźni widzą i oceniają kobiety. Myślałyście babeczki, że facet jest ślepy i nic nie widzi? Nic bardziej mylnego. Do rzeczy: wczoraj Martyna pytała mnie, czy kobieta która nie robi mężowi w ogóle kanapek do pracy, to jest żona młodsza czy żona starsza. Poprosiłem Was miłe panie o pomoc i na maila dostałem kilka podpowiedzi. Jedna była mocno niecenzuralna, i mimo że było tam napisane po polsku, to mało zrozumiałem. Dlaczego? Ano dlatego, że moja czytelniczka wyzwała mnie od seksistowskich czarnych murzynów, gdyż jestem na usługach jakiś lumpiar, a nie prawdziwych kobiet, bo UWAGA Prawdziwe Kobiety Nie Robią Kanapek.
(cisza… pauza… odstęp i spacja i spacja… ciiiii…..)
I czy teraz (po głębokim wdechu) ja mam się do tego ustosunkować? Hm, mam z tym problem, gdyż po pierwsze czarnym murzynem nie jestem (słowo) seks lubię, stosunek do kobiet mam wyraźny i czytelny, nie poruszam się poza granice, określane jako „seksistowskie” (cokolwiek w tym kontekście by to nie oznaczało).
Natomiast wyjaśniam, że nie jestem zniewolony przez słabe kobiety, przez smutne żony, które robią bułki swym mężom. Śmiem nawet twierdzić, że kobiety które nie robią w ogóle kanapek są bardzo daleko od swych mężów. Bardzo. Może są myślami przy kimś innym? Mylę się?

I słowo jeszcze o poszukiwanej przeze mnie figurce. Nie wiem dokładnie, skąd wzięła się figurka, ale wiem dlaczego jej poszukuję. Otóż ja sprawdzam procedury Bobera.
Sprawdziłem te procedury, które wykonywał Bober i stąd szkicował postacie dzieci, a później szkicował własną. Starałem się opisać to w książce, ale miałem za mało przetłumaczonych dokumentów. Wiem z maili do mnie: (roczniak_jacek@poczta.onet.pl) że nadal za mało wyjaśniam kulisy tej sprawy starca Bobera i jego syna. Poprawię się. dla niecierpliwych: www.woodward.com.pl

czwartek, 26 listopada 2009

Dlaczego kobitkom nie wychodzi

Powiem szczerze, że kobiece forum jest dużo łatwiejsze niż męskie. Nie to, że łatwiej pisać, bo łatwiej zrozumieć, ale chyba jednak mężczyzna nie analizuje tak swego bytu jak kobieta, czyli często i jednopoziomowo. Mężczyzna jak już ma refleksję, jak już zdobędzie się na retrospekcję, to zwykle kończą się one wojną światową, rozwodem albo trwałą ucieczką w świat marzeń.
Jedna miła, kompetentna babeczka którą znam, producentka (o ta właśnie od TV) zadała mi klina, bo spytała wprost, dlaczego kobiety się tak męczą… się oceniają ciągle i w ogóle autokrytyka. Ja, choć nie jestem kobietą (serio) zrobiłem myślący wyraz twarzy (to naprawdę trudne) i obiecałem, że poruszę w sobie ten temat. No i tak postawiłem wodę na kawę, bo sam w kuchni akurat byłem - dostawiłem laptopa i zalałem sobie pół kubka, drugie pół wody poszło na me place… to i sobie zakrzyczałem po angielsku (fuck… odmieniłem to słowo przez przypadki – mimo, że to czasownik) później, jak trochę ochłonąłem, wsadziłem dłoń do zamrażarki, i w oparach mgły siedziałem przyklejony, bo nie zauważyłem, że rękaw lekko mokry był i przyspawało mnie do jednej z półek zamrażalnika.
W drugiej części wieczoru miałem trochę więcej czasu na myślenie. Siedziałem i rozkminiałem. Zacząłem myślenie od tezy mej producentki, że Kobiety tyle czasu myślą o sobie, czy to dobrze jak pierwsze wystartują do mężczyzny czy nie dobrze. I w pierwszym odruchu przytaknąłem: no jasne, czemu nie! Ale po chwili (nie mylić z głębszym zastanowieniem się) doszedłem do wniosku, że to jednak faceci wybierają. Szukają, tropią, patrzą i wybierają. Zatem, nie bardzo chyba bym był zadowolony, gdyby jakaś babeczka mi się „wpatrywała” w oczy.
Oczywiście to miłe. Są faceci, którzy na tym budują swoje życie erotyczne, ale ja do nich nie należę (słowo).
Do rzeczy: faceci myślą źle o babkach, które są pierwsze. Źle to znaczy, że nie myślą o nich „niedostępne, niezdobyte, tajemnicze i chroniące wszystko”.
No bo, jak to możliwe by facet myślał inaczej o kobiecie? Co ma myśleć: łatwa… dostępna… roztwarta… ? Pewnie żaden mężczyzna nie będzie chciał znać takiej babeczki ( z wyjątkiem facetów typu Mewa – ale o tym jutro)
I tak się zamyśliłem (to rzadki proces, dlatego tak mnie powalił uczuciowo) że nie zauważyłem, że mężczyźni z reguły nie myślą o sobie, nie analizują siebie, nie grzebią w głębinowej, wielopoziomowej rozkminie… zadając sobie milion pytań, jaki jestem, jaki jestem dla Niej… czy ona jest ze mną szczęśliwa… Powiem, że chyba było by lepiej takich pytań nie zadawać. Nie prowokować samca, który dba o stado… walczy o byt i przy tym o swój mit.
Dlatego polecam kobitkom, by nie za dużo myśleć o tym, czy ja mogę pierwsza… uważam, że Kobieta musi znać swoje miejsce. Jej miejsce przy Facecie. Przy Jej facecie. Mężczyźni (nawet ci przeczący) lubią jak czują, że kobieta jest ich. Choć rzadko to mówią, to tak jest. Są dumni, jak mówi się do nich „mój mężu” bo to przynależność, lubią jak się mówi do nich na powitanie: „jestem moje kochanie” itd. Itd. To wszystko to oznaka przynależności i przywiązania. I tu uwaga: uwaga na facetów, którzy deklarują kobiecie: :chcę byś była wolna… była moja, ale wolna, miała swoje życie” – to z ust większości facetów oznacza, że Mężczyzna też chce być wolny, a nie spowiadający się… tłumaczący ze wszystkiego itd.
Droga Producentko… uważam, że Kobiety nie mogą pierwsze, ale już śpieszę wyjaśnić, że Wy macie tyle cech, tyle latarni morskich, które wysyłają do nas sygnały. Uważam, że jeśli facet nie widzi, to znaczy że nie płynie do twego portu (wstrzymaj wyobraźnie! Wstrzymaj). A mgła codzienności czasami przysłania te sygnały Wasze… dobrze, potwierdzam… ale naprawdę, patrzcie i czekajcie. To skuteczne lekarstwo na samotność. Cierpliwość i nadzieja. Skuteczne. Uwierzcie.
Winny jestem jeszcze (choć myślałem, że temat jest zamknięty) kilka słów min. do Martyny, która pyta wprost, do jakiej grupy kwalifikować żony, które nie robią kanapek swym mężom w ogóle… (tak, są takie… wiem).
Pozwolę sobie poprosić o pomoc same panie. Ja niestety znam odpowiedź na to pytanie, ale… wyjątkowo oddam najpierw głos Kobietom.

Muszę wrócić do mej prośby, o pomoc w poszukiwaniu figurki Bobera Banarego. Postać jego i procedury dokładnie opisane są w książce „Woodward”, ale sama figurka może być już w Polsce. Przypomnę, że w latach osiemdziesiątych w Londynie starzec Bober Banary przetrzymuje dzieci w śpiączkach, nie pozwalając się im wybudzić. Nie ma nigdzie jego fotografii. Są tylko szkice i ta jedna, jedyna figurka. (więcej na www.woodward.com.pl)

Francuskie Tornado

No i stało się. Treści zamieszczane na mym Blogu wywołują nie tylko pozytywne reakcje. Oczywiście chodzi o wątek damsko damski i damsko męski. Mocno się zdziwiłem wczoraj, jak mój szwagier wyjawił mi, że on także rozpoznaje po ilości i zawartości kanapek swych kursantów to, jakie oni posiadają żono-kochanki. (czytaj rozdział poniżej pt: „testy potwierdziły zgodność”)
Otóż mój szwagier prowadzi szkołę nauki jazdy i z różnymi ludźmi ma do czynienia. Po moim sygnale na Blogu, że można z powodzeniem i dużą dokładnością odróżnić młodą żonę od starszej, mój szwagier poczynił obserwacje. Oto co zobaczył: pierwszy obiekt-kursant podczas przerwy w jeździe wyciąga bułeczkę. Od razu widać, że bułka jest spora. Nie tam jakaś tesco’wa, sprasowana, kilka razy przejechana kołami widłowego wózka. Buła zawinięta w sreberko i to kilka razy, od razu rozpoznaje, że ktoś wspominał coś, podczas pakowania. Nie wiem co powiedział by Freud, ale mój szwagier pomyślał „oho, było w nocy ostro”. I od tego momentu on wciela się w Holmes’a i łapczywym wzrokiem obserwuje: kursant powoli ściąga sreberko… odwija każdą powierzchnię z namaszczeniem… na jego twarzy jest uśmiech, wzrok błądzi gdzieś po odległych zakamarkach minionej nocy. Mój szwagier wie, że było ostro… pozwala sobie nawet na nadinterpretację, że było romantycznie… dłuższa gra wstępna niż zwykle… no i nie za dużo wina, bo kursant wyraźnie pamięta okoliczności, które w sumie doprowadziły do powstania tego pięknego owocu ich miłości, czyli wielkiej bułki w sreberku.
Jednak chcąc to potwierdzić, rzuca pytanie kursantowi, który mimo przełykania śliny (tego już nie będę interpretował, czy to z głodu czy ze wspomnień przeżytych doznań), że mimo przełykania śliny bułka nadal jest nie ugryziona.
Kursant najpierw nie reaguje, a później z trudem doprowadzony do strumienia codzienności, nie może złożyć zdania, tylko bełkocze coś o „Francuskim Tornadzie” i powikłaniach po „Chińskiej Czapie”.
Mój szwagier odpuszcza. Wychodzi na papierosa, wraca i kontynuują jazdy. Wiem, że obserwacje będą kontynuowane. Przekażę.

poniedziałek, 23 listopada 2009

jednak przetrzymywał je w śpiączkach


Jeszcze raz postaram się zestawić informacje, które wiem o procederze przetrzymywania dzieci w śpiączkach.
Wszystko zaczęło się w dzielnicy Londynu Hammersmith. Jest rok 1985. W willi staruszka Banarego dochodzi do próby samobójstwa. Próby dokonuje nastolatek Max Woodward, który pozostaje na śpiączce.



Policja nie znajduje żadnych podstaw do wszczęcia postępowania. Rok później, dochodzi do kolejnej próby samobójczej. Tym razem chodzi o właściciela willi Bobera Banarego. Oprócz policji na miejscu jest lekarz psychiatrii doktor Thomas Snake. (na zdjęciu badając dzieci)



Tym razem policja dostaje pozwolenie na przeszukanie całości oraz na całodobową obserwację. Po kilkunastu tygodniach do willi przychodzi Andrew Pash. Zaprowadza policję do opuszczonej barki, gdzie rzekomo był w dniu popełnienia obu czynów. (na trzecim zdjęciu)

niedziela, 22 listopada 2009

szaleństwo... on kodował tylko liczebniki



Bober jednak szyfrował procedury drwali. Nie mogę ochłonąć. Szok. Szyfrował każdą procedurę oddzielnie! To dlatego nikt nie mógł znaleźć powiązania pomiędzy cyframi przy nazwiskach dzieci, a liczebnikami nadanymi w papirusach. Kompletny szok. Tylko kto mi to rozszyfruje.
Doktor Snake nie miał szans wyciągnąć tego od dzieci, bo Bober ich nigdy nie formatował.

testy potwierdziły zgodność

Od mojej bliskiej znajomej, która jest skutecznym producentem TV, z którą pracowałem kilka lat, otrzymałem uwagę mailem, że fragment o podziale kobiet na kochanki i zwykłe żony jest mocno krzywdzący. Otóż od razu prostuję, że ja nie dokonałem żadnego podziału, a tylko podałem (zacytowałem nawet) kilka prostych czynności, po których można rozpoznać: czy mieszkasz z kochanką czy z żoną (proszę samemu sprawdzić poniżej: „dwa stwory w jednym ciele”)
Ponieważ jednak sprawa zrobiła się gruba, bo i bliżsi mi osobnicy zaczęli wytykać ten opis jako krzywdzący, spytałem dwóch innych moich kolegów operatorów, czy prawdą jest, czy nie prawdą taki podział. I co? No i oczywiście miałem rację tak to opisując. Mało tego, poproszony zostałem o kilka wskazówek, (gdyż moi koledzy są już wszyscy żonaci) i kilka wskazówek by się im przydało, by stwierdzić, czy ich żony są młode… czy starsze. I tu przyznam szczerze, nie było łatwo. Samo pożycie nie jest wyznacznikiem, choć wszyscy na hura piszczą, że małżeństwa z wieloletnim stażem są bardzo blisko raz na trzy miesiące. Nie chcę tego prostować, bo uważam, że starszą żonę charakteryzuje kilka innych, bardziej codziennych rzeczy.
I tu zasięgnąłem informacji i moi doradcy mówią: „żonę można już poznać po zrobieniu kanapki”. Te informacje mną wstrząsnęły. Nie mogłem uwierzyć. Natychmiast nakazałem swym kolegom o sprawdzenie tej tezy. Sylwek potwierdził następnego dnia… a oto jak wygląda ta teoria, odróżniająca młodszą żonę od żony starszej:
Kanapka młodszej żony: bułka, w środku lekko masła, gram sałaty, pół rzodkiewki i cieniutki (na granicy widzialności) cieniuteńki plasterek szynki (dwadzieścia razy cieńszy niż warstwy buły).
Kanapka starszej żony: bułka, w środku bez masła, żadnej sałaty, żadnej rzodkiewki i gruby, a nawet kilka grubych plastrów szynki.
Pytania „dlaczego” w takich rankingach nie mają sensu. Tak jest i koniec. Wszystko prowadzi do codziennych, praktycznych, tuzinkowych czynności. Ale od teraz wyciągając bułkę w pracy pomyślisz sobie chłopie: „hm… mam starszą żonę, ale hm… jaka zajebista ta kanapka”.

Autor tego Bloga nie ponosi żadnych konsekwencji za ewentualne rozpady małżeństw. Autor tegoż Bloga nie posiada żadnych udziałów w firmach wędliniarskich.