czwartek, 8 maja 2014

Huillo rozpoznał, że to alfabet.


"Naczelnik opuścił głowę.

- Czy ten przykład ze zbawieniem odnosi się także do zmartwychwstania? – Wax Commander miał bladą twarz.

- Wszystko się ze sobą wiąże. Przecież ktoś pokazał im drogę.

Zapadło milczenie. Obaj mieli wypieki na twarzy. Naczelnik powtórzył dwa razy słowo zmartwychwstanie i nieobecnym wzrokiem patrzył w księgę.

- Ale nawet ci jego bliscy. – Huillo zaczął jakby do siebie. - Ci bliscy przy Jezusie, oni wątpili. Nie potrafili odeprzeć ataków prawdy.

- Co pan ma na myśli? – rzekł Commander przechylając głowę w kierunku profesora. - List świętego Pawła do Koryntian?

- Też o nim myślałem – przerwał mu Huillo zaskoczony. - Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. List do Koryntian 15,14. – dokończył zamyślony.

- I gdzie nam teraz szukać śladów?

Wax Commander wstał. Podszedł do paleniska i wpatrywał się długo w skaczące płomienie.

- Nie mam zamiaru przed tym uciekać – powiedział Commander zapominając, że nie jest sam. Huillo podniósł głowę, ale nie odezwał się słowem. Dopiero, kiedy milczenie przedłużało się, podniósł głowę.

- Pan wie o tej księdze wiele, nie mówił pan, że aż tyle… - zaczął pierwszy profesor. – I o Biblii pewnie o wiele więcej niż przypuszczałem mimo, że przykładów ze zbawieniem bał się pan jak ognia.

Słysząc ostatnie zdanie, Wax Commander zacisnął pięści. Usztywnił się i nienawistnym wzrokiem spojrzał na księgę.

- Mam niezapowiedziane wizyty głupcze – głos naczelnika zamienił się w uderzenia młotem.

Michel Huillo znieruchomiał.

- Przychodzi do mnie, odkąd ten zegar przycumował do tego parszywego Vierhuizen! – Wax Commander miał obrzęk szyi, a jego głowa wygięła się do tyłu. Próbował złapać równowagę, ale zatoczył się po izbie i uderzył głową w stojące przy wyjściu klocki drewna.

Profesor Huillo poderwał się. Zrobił dwa kroki w lewo i pod ścianą próbował obejść leżącego Commandera.

- Co pan rozszyfrował? Kto pana nachodzi? – spytał, jak gdyby nigdy nic się wcześniej nie stało.

Commander podniósł się powoli, wspierając ręce o rozgrzane palenisko. Jego twarz kipiała. W oczach błądziło szaleństwo.

- Może będzie lepiej dla… może będzie lepiej, jak pan odstawi tę księgę? – głos profesora drgał.

Commander wyprostował się. Przyłożył płasko dłonie do ściany i przesuwał się bezszelestnie w kierunku ognia paleniska. Cień jego brody wydłużył się, a policzki zapadły pod oczami.

- Niech pan mówi, profesorze Huillo – głos mu wracał do normalności. Z oczu ustępowała dzikość. – Ja niczego nie odkryłem – mówił z trudem. – Ja niczego nie odkryłem, ale pan… Pan na pewno. Czyż nie?

Michel Huillo usiadł przy stole i długo nie mógł zacząć. Ukradkiem obserwował naczelnika, który najpierw wił się jak w skurczu, a później przysiadł blisko ognia. Kiedy Huillo otworzył księgę, Commander syknął prawie niedosłyszalnie.

Profesor pochylił głowę próbując odczytać naniesione z boku notatki, ale zdania fruwały jak uwolnione ptaki. Kiedy Commander zbliżył się do niego, zacisnął pięści, zebrał się w sobie i spokojnie zaczął:

- Ta księga nazywa się Księgą Holdorium. To nieznane dotąd słowo, ale tak właśnie dziwnie brzmi – starał się kątem oka kontrolować, co robi naczelnik, ale Wax zastygł jak bryła. - Po drugie, rozpoznałem kilka etapów, które podaje księga. To dziwne słowa. Starałem się nadać im sens zarówno frazeologiczny, jak i słowotwórczy. Zrozumiałem chyba, gdzie jest początek i wyszło mi, że całość tego przekazu podzielona jest na fazy. Pierwszą częścią jest etap, który nazwałem etapem Prologinacji. Zawiera w sobie otwarcie, czyli prolog, wstęp. Jednak drugi człon skupia się na poszukiwaniu. Moim zdaniem,  słowo które się wciąż powtarza, to słowo Terrus. Wyraźnie przez dwa r. To on poszukuje dzieci. W tekście młodzi błądzący… to dla mnie dzieci.  Zatem Terrus poszukuje dzieci.

- Jak się do niej dostać? – pytanie Commandera zabrzmiało ostro.

Najpierw profesor wzdrygnął się.  Przechylał głowę nie rozumiejąc pytania, a kiedy w oczach naczelnika napotkał lodowate bryły, otworzył księgę na czarnych stronach.

- Rozumowałem tak: Po pierwsze przyjąłem, że znaki w pierwszym, graficznym rzędzie, pochodzą albo od człowieka pierwotnego albo od kogoś, kto zna się na przekazie uniwersalnym, czyli coś takiego, jak alfabet Morse’a, wie pan, co to jest? Rozumowałem najprościej, składając kreski poziome i pionowe, ale za pierwszym razem to mnie zgubiło.

- A dalej? – niecierpliwił się Commander.

- Dalej? – Huillo spytał zdziwiony.

- No dalej. Czy wie pan już, po co są te strony… w tych kolorach? – naczelnik ożywił się. Przysiadł się do niego i chwycił  za ramię.

Michel Huillo pokiwał głową.

- Myślę, że wiem. Czarne strony są do kierowania czymś w Krainie. Gdziekolwiek ona jest… Nie wiem, czym. Tutaj spisałem wszystkie znaki i odnośniki do procedur, które rozumiałem. Moim zdaniem te są najważniejsze – rozłożył kilka kartek na stole i przystawił różnymi naczyniami, by się nie zwijały.

Oczy naczelnika rozszerzyły się. W jednej chwili na jego czole pojawił się pot.

- Alfabet – wyszeptał Commander wbijając wzrok w gęsto zapisane papirusy. – Rozszyfrował pan alfabet.

Coś nagle uderzyło w drzwi. Obaj podskoczyli przestraszeni. Na twarzy Huillo pojawiły się krople potu. Przełknął ślinę i ze zgrozą w oczach spojrzał na naczelnika. Commander pierwszy odzyskał przytomność umysłu i ruszył do przodu. Z całej siły kopnął w wejście, ale za drzwiami nikogo nie było. Mocny, zimny powiew wpadł do kuźni i potrząsnął woreczkami i linami. Ostry wiatr złowrogo zagrał na świecznikach. Świst brzmiał jak skowyt zwierzęcia. Naczelnik rozejrzał się po ścianach, jakby szukał, czy ktoś nie wdarł się do środka.

- Niech pan mówi. – Nakazał profesorowi, kiedy na powrót domknął drzwi.
                                      Huillo przymknął otwarte ze zdziwienia usta, przełknął ponownie ślinę i wyciągnął do Commandera rękę. Wyprostował palec i pokiwał nim.

(Syn Bobera. Rozdział 3

poniedziałek, 3 marca 2014

Poradnik dla zmarłych

Przygotowując się do październikowej premiery mej drugiej powieści, dotarłem do listu Johnego Banaar, który adresował do swego odnalezionego po latach syna. I już nie raz, sposób w jaki wyrażał swoje przemyślenia Banaar, zadziwiały mnie bardzo, to tym razem, "Poradnik dla zmarłych" mną wstrząsnął. Już wkrótce przytoczę fragmenty.

wtorek, 29 października 2013

dla mej córki Justyny - Chodź, opatrzę Ci serce



MW rozdz.20
  "Przez kolejne wschody wyciskałem poty biegając i ćwicząc, lecz później znów mnie dopadło. Byłem smutny, osowiały i nie chciało mi się istnieć. I kiedy siedziałem pod swym płotem, zwrócony tyłem do drogi, usłyszałem ciepły głos:

    – Chodź. Opatrzę ci serce – powiedział ktoś. Jakbym księdza usłyszał. Tak się zszokowałem, że poderwałem się i zobaczyłem postać pastelowej urody. Człowieka, ale o niezwykle jasnej cerze. Skóra jakby różowa. Piękne, niebieskie, okrągłe oczy. Jasne blond włosy. Czego by nie powiedział, już był mi bliski. A chodź, opatrzę ci serce było, jakby ktoś mi wzrok przywrócił.

    – Jam Mamut jest i uczucia porządkuję – przedstawił się. Ja, gdybyśmy byli gdzie indziej, powiedziałbym: – Witaj aniele. – Ale czułem, że tu, byłoby to nie na miejscu.

    – Pierwsza miłość jest najważniejsza. Nie dlatego, bo jest pierwsza. Dlatego, że pierwsza miłość to narodziny duszy. Dusza istnieje od twego poczęcia. Masz ją w sobie, bo ciebie tworzy. Zdajesz sobie z niej sprawę, ale boleśnie ją czujesz dopiero wtedy, kiedy pokochasz pierwszy raz. Wtedy się naprawdę rodzi – powiedział pochylając głowę.

    – Rodzi?

    – No tak. Przy pierwszej miłości dusza się rodzi – powtórzył swym aksamitnym głosem. – Postaram ci się to wytłumaczyć: Odwrotnie niż rodzą się ludzie… Wiesz… Wychodzi ktoś z kogoś… Dziecko z matki. W przypadku miłości i duszy jest odwrotnie. Dusza jest matką, a miłość jej dzieckiem.

    – Pięknie mówisz – rozmarzyłem się. – Ale czy dusza może być matką?

    – To jedyne porównanie jakie mi przychodzi teraz, ale jeśli się przyjrzysz, pomyślisz… matka jest duszą. Jeśli trafi do jej wnętrza miłość, staje się jej dzieckiem – zakończył i wskazał drogę ku świątyni.

    – Mówią, że dusza jest nieśmiertelna, więc sam widzisz drwalu…

    – Twoja dusza jest już do końca, zawsze w tobie. Prawie zawsze – poprawił się.

    – Zostaje na zawsze – szepnąłem myśląc o Niej. – A czy miłość jest ślepa?

    – Tak mówią, ale znaczenie jest zupełnie inne. Jak niemowlak. Narodzona podczas zakochania dusza jest bezkrytyczna. Nie ma w niej zmysłów, które prowadzą uczucie. Nie kocha za wygląd, bo jeszcze nie widzi. Nie kocha za słowa, bo niczego nie słyszy. Jest dlatego potęgą.

    – Nie do końca mnie przekonujesz drwalu – powiedziałem nieuprzejmie. On pogładził mnie po ramieniu i spojrzał na korzeń. Poprawił mi opatrunek.

    – Cierpisz nie z powodu miłości. To nie choroba. Smak zakochania jest najpiękniejszym ze stanów, jakie mogą ci się przytrafić. O tym z jakiej przestrzeni masz duszę, dowiadujesz się już właśnie przy pierwszym zakochaniu.

    – Kowal mówił, że to kula. Mówił o miłości, jakby była całkowicie niezależna ode mnie – odparłem.

    – Miłość żyje. Głęboko pod świadomością. Widzisz tylko jej wierzchołek.

    – Dlatego mówią, że działa poza rozumem.

    – Widzisz Max. Dusza korzysta z oczu. Szuka. Wpatrujesz się w oczy kobiet".

czwartek, 24 października 2013

Nie zakładaj się z Bogiem

Już na stałe wróciłem do pierwszej części "Mitów Drwali Losu", a więc tej ich części, która dotyczy Kronik Akaszy i wydzielenia przez Cormona swych podopiecznych, których nazwał drwalami. To tutaj pierwszy raz pada nazwa Yeries Yerus - czyli Kowal!

piątek, 11 października 2013

Mit 2 teza 9


Yeries Yerus przyprowadza przed obliczę Siwca, Drwala Mądrości najwyższego z rodu Steronii, Miklosa.
 
Siwiec wyjaśnia mu, że wolą Cormona jest, by ród Steronii przejął obowiązki pisania i czytania ksiąg awersowych. I wtedy Miklos wyjawia, że ma 43 synów, którzy wszyscy dar widzenia mają, mimo swej wrodzonej ślepoty. Zatem 44 wszystkich jest w rodzie, a niewiasty jedynie są widome i życie prowadzą gospodarne, nie przeszkadzając w nadprzyrodzonej posłudze swych mężczyzn.

sobota, 5 października 2013