czwartek, 4 listopada 2010

jasność

Wyrazy i jasności.
Pan Piotr, o ile się nie mylę z Wrocławia, zwrócił mi uwagę zapytaniem, czy jestem pewien, że wpisy na moim blogu, są czytelne dla wszystkich. Otóż sprawa ma się tak, że zakładając ten blog jasno napisałem, że będę starał się dopisywać i uzupełniać to, co zawiera już „Woodward”. Wiem i mam świadomość, że nowe wątki są trudne, gęstwina nazwisk i zdarzeń lub niecodzienne zależności, wynikające z wielopoziomowości (choćby czasowej) pozostałych dwóch części.
Piszę tu rzadko, bo nie chcę ani sztucznie tego podgrzewać, ani komplikować jeszcze bardziej tej historii, poprzez krótkie wtręty o tym, czy o tamtym nowym.
Dlatego wyjaśniam ostatni wpis:
Historia księgi Holdorium, którą doskonale znamy z „Woodward’a” zaczyna się w 1814 roku. To tam dotarła ona za pośrednictwem, powracającego z Indii, brytyjskiego generała Wesley’a. Moja historia biegnie jednak trochę dalej, bo do holenderskiego więzienia w Vierhuizen (gdzie ów ladunek ostatecznie dociera). Podawałem obszerne cytaty w poprzednich wpisach.
Tam jednak księga zostaje dopuszczona… wyciągnięta na światło dzienne przez niejakiego Dicka van Soest’a, który całkowicie nieświadomie doprowadza do tego, że trafia ona w ręce naczelnika tegoż więzienia: Waxa Commandera. To jest dla mnie (dla mnie!) absolutny początek tej wielkiej historii.
Pisać proszę do mnie tylko na: jacek.roczniak@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz