poniedziałek, 27 lutego 2023

jak się toczą sprawy, czyli nadal szukamy: kto kim jest

 BLOKPOST nie jest tylko miejscem do sprawdzania, kto co przewozi. Policji ani wojska nie interesuje, dlaczego jedziesz w stronę frontu. Nieraz miałem sytuację (ostatnio pod głośnym Kupiańskiem) że żołnierz który mnie sprawdzał, przeżegnał się i powiedział "Szczasliwa". To oczywiście tylko słowo, które odbieram jako "bezpiecznej jazdy", ale w połączeniu z czynieniem znaku krzyża... oj. Tak. Wtedy mocno się zastanowiłem. Nie jechałem sam. Popatrzeliśmy wszyscy na siebie, ale chyba nie wszyscy poczuli wtedy to, co ja. To na szczęście nie był ostatni Blokpost przed linią zero, czyli linią frontu, za którą nie ma już nic oprócz walczących (celowo tak nieczytelnie to opisuję). Znam drogę do Kupiańska, wiem co i gdzie się znajduje. Podjeżdżam pod ostatni przystanek... żołnierz widzi napis na masce samochodu, rozpoznaje PL na rejestracji samochodu i dostrzega moją wystawioną blachę z napisem PRESS. Żołnierz ma osmoloną, ciemną, zmartwioną twarz. Patrzy mi w oczy i delikatnie wskazuje, bym jechał dalej. Ale ja nie jadę, przyhamowuję i pytam; "czy w Kupiańsku głośno?". Żołnierz potakuje. Patrzy na mnie ze współczuciem, choć może to jest podziw, dlatego ponawiam pytanie: "czy jest bezpiecznie?". W tym samym momencie zdaję sobie sprawę z poziomu absurdu/śmieszności tego pytania, trzy kilometry od linii frontu. Żołnierz jednak się nie śmieje. Zbliża się do mnie i mówi: "Nie jedź do Dworiczna. Nawet jeśli nie będzie już kontroli w mieście, nie jedź do Dworiczna, bo tam jest dzisiaj bardzo głośno."

czwartek, 16 lutego 2023

poznane osoby, czyli kto kim jest

 ... te trzy kropki w moim pisaniu oznaczają miejsce, w którym podczas werbalnej konwersacji robi się pauzę, spogląda w bok, szukając odpowiedzi na zadane pytanie lub mówiąc wprost, nabierając czasu do zastanowienia, jak można sobie nieprzemyślaną odpowiedzią zaszkodzić, podać pół prawdy lub po prostu wpierdolić się w kłopoty. Podczas mej rocznej już podróży (z niedużymi przerwami) takich pauza miałem bardzo wiele... ale nim to wszystko opowiem, najpierw do rzeczy, czyli spróbuję przedstawić postacie, które tu często spotykam. Zrozumienie tego Państwa nie jest łatwe, bo państwo a narodowość to zupełnie coś innego. Nie chcę i nawet nie śmiem definiować tych pojęć, nie chcę oceniać ludzi, ale chcę ich opisywać. Chcę ich opisać tak jak widzę i tak jak czuję. Nie będzie ani chronologicznie ani alfabetycznie. Będzie spontanicznie, według wagi emocji, według chwilowego zauroczenia. Blokpost to miejsce na drodze, w którym każdy przejeżdżający musi się zatrzymać. To jak granica wewnątrz kraju. Państwo w stanie wojny może wszystko. Zablokować, zatrzymać, przetrzymać, sprawdzić, wyjaśnić, zapytać. Blokpost to najczęściej kilka wielkich, betonowych bloków lub olbrzymie kontenery/wory z piachem. Ustawione są tak, by samochód nie mógł tego sforsować jadąc szybko i jadąc na wprost. Trzeba zwolnić prawie do zera i zatrzymać się. W tym miejscu stoją żołnierze oraz policja. To przeważnie od dziesięciu do trzydziestu osób. Są uzbrojeni. W większych miastach, stoją za ich plecami transportery wojenne lub jak w Charkowie: czołg. Od strony kierowcy podchodzi policjant lub żołnierz. Nie jest ani wesoły ani smutny, stara się być normalny. Dopiero kiedy słyszy ode mnie głośne "Dzień dobry" od razu rozpoznaje, że mówię w przyjaznym i przyjacielskim języku. Zadaje kilka prostych pytań, "skąd jadę i dokąd zmierzam" oraz "czy nie przewożę broni". Uśmiechanie się do żołnierza na blokpoście nie jest karalne, ale raczej tego unikam. Na początku tego szaleństwa, byłem tak mocno współczujący, że gdybym tylko mógł, każdego bym przytulał... ale oni tego wcale nie potrzebują (ale o tym, to jeszcze nie raz tutaj napiszę). Jeśli jest ten dobry dzień, nie pokazuję już niczego i dostaję zgodę na przejazd, jeśli jest ten gorszy... sprawy toczą się nieco inaczej.

17 luty czyli prawie rok wojny

Żyję i mam się dobrze. Jestem teraz w miejscu, które kilka dni temu zostało wpisane na listę skarbów Unesco. Zbliża się rocznica wojny. Tu gdzie jestem, nie ma trupów. Po ulicach ganiają porzucone przez właścicieli chmary psów. Przez ostatnie dwanaście miesięcy, widziałem wiele wystraszonych psiaków. Wygłodzonych, wypłoszonych, samotnych. Obok nich, na ulicach pojawili się już ludzie. Są o wiele bardziej głodni, bardziej samotni, nie podnoszą wzroku, kiedy wyczekują w kolejce po paczkę z jedzeniem. Dopiero teraz otwiera mi się głowa, widzę światełko w miejscu, w którym człowiek uświadamia coś sobie. Przez ostatni rok tylko patrzyłem. Jako autor zdjęć, archiwizowałem. Jednak muszę przyznać, że bardzo rzadko robiłem to ze zrozumieniem. Filmowałem to, na co skierowałem kamerę. Postaram się o tym powoli opowiedzieć.