sobota, 3 marca 2012

Thomas...










Promienie świtu zaczynały zaglądać przez przeszklony dach.
Wysoko ponad antresolą, na drugiej kondygnacji, szyby tworzące dach, wpuszczały nadchodzące słońce. W salonie nie było nikogo.
- Usuwają ślady – powiedział męski głos.
Stetch zdębiał. Ciarki przeleciały po całym ciele. Odwrócił się, ale nikogo nie zobaczył.
- Teraz dopiero rozumiem znaki, które cały czas widziała Stephany.
Rozpoznał głos Hardego i odetchnął z ulgą. Szukał wzrokiem miejsca, skąd dochodził głos, ale nadal nic nie mógł dostrzec. Cofnął się pod kominek. Ciepło popłynęło po plecach i osiadło na udach i łydkach.
- Gdzie pan jest? Panie Thomas? – szepnął zdenerwowany.
- Nie szeptaj. One reagują na wysokie tony. Jakby szeptanie ich budziło – odparł głos zza kotary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz